TO BE CONTINUED…
Category: COCHABAMBA
Pairumani Model Farm *** Z wizyta we wzorcowym gospodarstwie
Wzorcowe gospodarstwo Pairumani powstalo w roku 1970 na dawnych wlosciach slynnego Simona Patiño – ‘Cynowego Barona’, o ktorym pisalam wiecej z racji wizyty w jego posiadlosci miejskiej ‘Portales’ —> klik.
Modelowa Fama Pairumani znajduje sie okolo 21 km od Cochabamby na wysokosci 2,600 m n.p.m. i zajmuje obszar okolo 500 hektarow, z ktorych 200 przeznaczonych jest do kultywacji, reszte zas stanowia lasy i park eko-turystyczny.
Gospodarstwo produkuje zarowno organiczne rosliny, jak rowniez zajmuje sie hodowla krow mlecznych i produkcja przetworow mlecznych. To stad ponoc pochodza najsmaczniejsze pomidory, ktore ostatnio kupilismy na bazarze w Cochabambie – nawadniane czysta woda.
Farma zajmuje sie takze badaniami naukowymi i propagowaniem ekologicznych metod hodowli zwierzat i uprawy roslin.
Niby nic niezwyklego, a jednak! Poniewaz infrastruktura farmy miesci sie w posiadlosci najbogatszego w swoim czasie czlowieka na swiecie – miejsce to posiada sielski urok znany z obrazow malarzy romantycznych. W prostych, ale pieknie utrzymanych budynkach znajduja sie mieszkania profesorow i robotnikow, sale wykladowe, stajnie itp.
W pobliskim parku eko-turystycznym mozna natomiast zaczerpnac swiezego powietrza, w ktorym unosi sie won eukaliptusa (wzgorza Cochabamby porastaja lasy eukaliptusowe), rozbic kamping (uwaga! Nie stwierdzilismy tam obecnosci komarow:), grillowac z rodzina i znajomymi, wybrac sie na spacer po gorach, jak i wziac udzial jednym z programow szerzacych wiedze o srodowisku naturalnym (recycling, sadzenie lasu itp.).
Moze dziwic, ze nie wspomnialam nic o wspanialej ‘Villi Albina’, glownej rezydencji rodziny Patiño – niestety nie bylo nam dane ja zobaczyc, bowiem wybralismy sie do Pairiumani podczas karnawalu, a jak wiadomo w weekendy i swieta wszystkie instytucje kulturalne w Boliwii sa zamknete.
Zanotowalismy jednak godziny zwiedzania, ktore maja sie nastepujaco:
Pon.- Pia. – 15.00 do 15.45
Sob. 9.00 do 11.00.
Dojazd: taksowka (25 bs.) lub autobus (najpierw do Quillacollo a stamtad do Pairumani) okolo 6 bs. w jedna strone.
Z cala pewnoscia powrocimy by zwiedzic haciende Simona Patiño przy nastepnej okazji!
***
‘Pairumani Model Farm’ was established in 1970 in the old manor of famous Simon Patiño – ‘Tin Baron’, about whom I wrote more due to visit in his city mansion ‘Portales’ —> click.
Pairumani is located about 21 km from Cochabamba at an altitude of 2.600 meters above sea level and covers an area of about 500 hectares, of which only 200 h are for cultivation. The remaining area is covered by forest, some of it converted into an eco-park.
The farm produces both organic plants, as well as dairy products. The tastiest tomatoes that we recently bought on the market in Cochabamba are from here – grown with a clean water.
The farm also provides research and promotes organic methods of modern farming.
One can ask – what’s so extraordinary? Well, since the farm’s infrastructure is housed on the property of the richest man in the world of his times – the place has this rustic charm known from romantic paintings. In simple but beautifully preserved buildings there are apartments for both professors and laborers as well as lecture halls, stables, etc.
In a nearby eco – park you can catch a breath of fresh air with the scent of eucalyptus (the hills of Cochabamba are covered with eucaliptus trees), go camping (we haven’t seen there any mosquitos:), barbecue with family and friends, go for a walk in the mountains or participate in one of the programs teaching about natural environment and the ways to preserve it (recycling, reforestation, etc.).
It might be surprising that I didn’t mention anything about the magnificent ‘Villa Albina’ – the main residence of Patiño family. Unfortunately we couldn’t see it, because we went ther during a carnival and as you know, on weekends and holidays all cultural institutions in Bolivia are closed.
We noted, however, visiting hours that are to be as follows:
Mon. – Fri. – 15.00 to 15.45
Sat. 9.00 to 11.00 am
It’s possible to get there by bus (from city centre to Quilacollo and from there to Pairumani – about 1 hour) or by taxi (much more expensive but faster).
We will definitely go back to see the hacienda of Simon Patiño next time when in Cochabamba!
Sources: http://www.fondationpatino.org/
Flowers of Cochabamba *** Kwitnaca ‘Qucha pampa’
Nie przez przypadek Cochabamba jest nazywana ‘Miastem Wiecznej Wiosny’ lub ‘Miastem Ogrodow’ – w okresie zimowym na niebiesko kwitnace drzewa kontrastuja z brazowo – brunatnym kolorem gor, natomiast latem (styczen-luty), ulice miasta zamieniaja sie w ‘wielokolorowy kwietnik’ otoczony zielonymi wzgorzami.
Najpiekniejsze sa drzewa hibiskusa,ozdobione duzymi kwiatami w roznych odcieniach, ktore mozna spotkac doslownie na kazdym kroku:
W okresie letnim warto jest wybrac sie do ‘Ogrodu Botanicznego’ w Cochabambie, ktory prezentuje sie niezwykle atrakcyjnie w porownaniu do tego w Santa Cruz de la Sierra. Miliony kwiatow, owocujace drzewa cytrusowe, a wszystko to za darmo, niemal w centrum miasta!
Niestety my mielismy pecha, poniewaz po 5 minutach od przekroczenia bramy ogrodu, rozpetala sie prawdziwa ulewa, a drzewa (szczegolnie te palmowe) nie sprawdzily sie w roli parasola:) Przemoczeni do suchej nitki, wrocilismy wiec do domu, przemierzajac podtopione ulice Cochabamby, ktore w ciagu pieciu minut zamienily sie w rwace potoki.
***
Not by accident Cochabamba is known as ‘The City of Eternal Spring’ or ‘The Garden City’ – in the Winter blue – flowering trees contrast with the mountains while in the Summer (January-February), the streets turn into a ‘multi-colored flower pot’ surrounded by green hills.
Hibiscus trees decorated with large flowers in different shades are the most beautiful and that can be found at every step.
In the Summer, it is worthwhile to explore the ‘Botanic Garden’ in Cochabamba which is great in comparison to the one in Santa Cruz de la Sierra. Millions of flowers, fruiting citrus trees – and all this for free, almost in the city center!
Unfortunately we had a bad luck, because after 5 minutes of crossing the garden’s gate, it started to rain, and the trees (especially the palm) has not performed well as an umbrella :) Soaked to the skin, we decided to came back home, driving flooded streets of Cochabamba, which within five minutes turned into rushing streams.
Carnaval de Cochabamba II – ‘El Corso de Corsos’
Boliwia jako prawdziwe ‘Estado Plurinacional’ czyli Państwo Wielonarodowe, pielęgnuje i celebruje tradycje jak mało które na świecie. Aby przekonać się na własne oczy o wielokulturowości Boliwii wystarczy zobaczyć karnawał, który jak pisałam poprzednio, obchodzi się w lutym. Karnawał nie jest tutaj powiązany z religia, a raczej z obrządkami pogańskimi – w tym okresie ludzie świętują bowiem udane zbiory. Trochę wiec można to porównać do naszych Dożynek, z tym ze nie tych chrześcijańskich, a raczej słowiańskich. O ile duże miasta organizują wielkie parady w tym samym czasie (2 dni wolne od pracy + weekend), o tyle każde małe miasteczko czy wioska świętuje karnawał w różnych dniach lutego a nawet marca, według własnych tradycji.
Bolivia as a true ‘Estado Plurinacional’ nurtures and celebrates the traditions of its people like no other country in the world. To see with your own eyes Bolivian multiculturalism in full glory you must see the carnival, which as I wrote before, starts in early February. Interestingly, however, the carnival isn’t here linked with catholicism, but rather a pagan rites! Yes, at that time, people celebrate a successful harvest, that could be compared with Polish ‘Dozynki’ – celebration of Slavic origin.
Na przykład, nasza koleżanka pochodząca z Mizque (miasteczka oddalonego o około 180 km od Cochabamby) opowiadała, iż mężczyźni tam mieszkający zwyczajowo w tych dniach przebierają się za kobiety, popierając swa opowieść odpowiednimi zdjęciami:)
While large cities organize a big parades at the same time (4 days), every small town and village celebrates carnival through February and March, honoring their own traditions. For example, our friend who comes from Mizque (about 180 km from Cochabamba) told us that traditionally men in these days dress up as women (she also supported her story with relevant pictures :)
Cochabamba natomiast korzysta z ustawowych dni wolnych, ale swoja paradę organizuje tydzień później, nazywając ja ‘parada parad’, w której uczestniczą tancerze biorący udział w wielkim karnawale w Oruro. Od rana do nocy, barwna karawana przemierza tanecznym krokiem ulice Cochabamby, podziwiana przez tysiące ludzi siedzących na specjalnie na te okazje ustawionych trybunach. Swoja droga, ile trudu zadaje sobie miasto, aby ustawić, przypominające rusztowania, siedziska o długości około 4 km!
Cochabamba uses a statutory 4 days of holidays, but the parade is organized a week later. Called ‘Parade of the Parades’, it has the same dancers that take part in the grand carnival of Oruro. From morning to night, colorful caravan passes the streets of Cochabamba, admired by thousands of people sitting on the specially arranged for the occasion stands. By the way, it is incredible how much effort and money city council spends to put those seats aka scaffolding, along the main streets (almost 4 km in length)!
Przemarsz planowo miał się rozpocząć od parady wojskowej o 8.30 rano. Uzbrojeni w nasze aparaty, wyruszyliśmy wiec na poszukiwanie miejsc. Tak się składa, ze parada przechodzi niedaleko naszego apartamentu (jakieś 10 min. piechota), dotarliśmy wiec na miejsce około 9.00. Co zastaliśmy? Nic.
The celebration was supposed to start with a military parade at 8:30 in the morning. Armed with our cameras we set off to search for the best seats. Luckily, the parade passes close to the apartment (no more than 10 min. walk), so we reached the place around 9 am. What we had found? Nothing.
Nic się nie działo, ludzie dopiero co zaczęli zajmować miejsca. Poinformowano nas, ze cena od osoby w pierwszym rzędzie to 90 bs., ale nikt nie gwarantuje miejsca, jeżeli je opuścimy. Cóż, nie uśmiechało nam się siedzieć w upale w oczekiwaniu na rozpoczęcie imprezy, która już dawno powinna się kręcić – ‘hora Boliviana’, jak tutaj mówią… Postanowiliśmy wiec wrócić do domu i spróbować szczęścia później.
Nothing was happening and we were informed that the price for a first row seat per person is 90 bs. , but they are not guaranteed , if we decide to leave them unattended. Well, we did not fancy sitting around in the heat while waiting for the event to start, God knows what time (‘Hora Boliviana’ as they say here ) – so we decided to go back home and try later.
Później, czyli około 16.00, impreza rozkręciła się na dobre, ale niestety wszystkie miejsca okazały się zajęte, a lekko nabuzowany tłum (spryskujący przechodniów piana w puszkach czy Bóg wie czym) zniechęcili nas do dalszych prób.
Later, at about 4 pm it was unfortunately too busy, and slightly drunk crowd (spraying passers by with foam) discouraged us to seek further.
Na paradę wróciliśmy późnym wieczorem, ponieważ znajomy naszego znajomego miał ponoć dla nas miejsca. Okazało się jednak, ze nie można się było dostać na trybuny z ulicy (przejście tarasowała policja), jedynym rozwiązaniem było wiec ‘przeczołganie się’ pomiędzy rusztowaniami. Dodam tylko, rusztowaniami skleconymi z desek i metalu, uginającymi się pod naporem tysięcy skaczących i podpitych widzów.
We came back later in the evening, because a friend of our friend was supposed to have places for us. It turned out that we couldn’t get to the stand from the street (as police blocked the passage), so the only solution was to ‘crawl’ between the scaffoldings, made of wood and metal, diffracting under the pressure of thousands of jumping and drunk spectators. I was faced with a serious dilemma – to go home and spoil all fun for my friends and Freddy (who surprisingly was in his element), or take a chance, breaking all the rules of safety and common sense?
Stanęłam wiec przed poważnym dylematem – iść do domu czy zaryzykować przeprawę, łamiąca wszelkie zasady bezpieczeństwa i zdrowego rozsądku?
Po chwili znalazłam się w samym centrum ‘zabawy’, pośród rozwrzeszczanego i kompletnie pijanego tłumu, a po dziesięciu minutach byłam już w drodze do domu, obserwując, chcąc nie chcąc, ludzi sikających i wymiotujących wprost na ulicy oraz ‘cleferos‘ tułających się w poszukiwaniu drobnych na ‘klej’.. No dobra, pewnie powiecie, ze stara i nudna już jestem, nie pale, nie pije – tylko narzekam. A ja dodam jeszcze, ze o wiele bardziej niż karnawał, kręcą mnie boliwijskie uroczystości religijne:)
I went inside, cowling between wet and dirty seats but after ten minutes I was on my way home, observing people pissing and throwing up on the street and ‘cleferos’ wandering around in search of coins to buy ‘glue’. Probably you will say that I am just too old, moaning and complaining about everything, but I will only add, that much more than a carnival I enjoy religious festivals :)
* Moje obawy nie były bezpodstawne: w 2014 podczas Karnawału w Oruro, pod naporem skaczących ludzi, zawaliła się kładka nad ulica, zabijając 4 osoby. Karnawał odwołano. Tydzień później w Cochabambie zawaliły się rusztowania, raniąc 7 osób…
Bawcie się wiec, ale z głową!
* My worries weren’t baseless – in 2014 during Carnival in Oruro the street bridge collapsed, under the weight of jumping crowd. One week later, similar accident had happened in Cochabamba, leaving 7 people injured.
Enjoy the carnival fun but use your head too!
Carnaval de Cochabamba I *** ‘Entrada de los Niños’
W ubiegły weekend wybraliśmy się do Cochabamby na 4-dniowe obchody karnawału. Okazało się jednak, ze w Cochabambie karnawału nie ma! Jak to? – nie mogłam pojąc i…dlaczego nikt mi po tym wcześniej nie wspomniał?
Cochabamba karnawału nie obchodzi, ponieważ dzielą ja tylko 3 godziny jazdy samochodem od ORURO, w którym odbywa się najsłynniejszy karnawał w Boliwii. Mieszkańcom pozostaje wiec na pocieszenie ‘Entrada de los Niños’ – parada dzieci oraz polewanie się woda. Humor poprawił mi się od razu widząc przebrane dzieciaczki ze swoimi rodzicami, przemierzających największą ulice miasta ‘Prado’ w miniaturowych samochodach i bogato ozdobionych ciężarówkach. Trzymaliśmy jednak dystans od całego tego zgiełku, ponieważ tradycja jest, ze dzieci i młodzież polewają się woda podczas parady – nas tez to nie uniknęło, ale musze przyznać, ze odbywało się to bardziej kulturalnie niż podczas naszego Śmigusa Dyngusa. Z reguły osoby dorosłe są bowiem ‘oszczędzane’, czasem tylko można dostać balonem napełnionym woda z przejeżdżającego samochodu:)
Last weekend we went to Cochabamba to celebrate four days long Carnival. It turned out, however, that there is no Carnival in Cochabamba! How come? – I could not understand … and why nobody had told me that before?
Cochabamba doesn’t have a carnival because the city is located only 3 hours drive from ORURO, where the most famous carnival in Bolivia takes place. Cochabambinos these days have only ‘Entrada de los Ninos’ – a parade of children and water fights. I must say, my humor improved when I saw children with their parents dressed up in cute costumes, presenting themselves on the ‘Prado’ street on miniature cars and richly decorated trucks. However, we kept the distance of all of the buzz, because traditionally children and teens pour water during the parade. In the next days we also got sprayed, but I have to admit that this was done more culturally than during our Polish ‘Smigus Dyngus’. Usually adults are ‘saved’ from mocking, just sometimes you can get hit by a water balloon thrown from a passing car:)
Woda polewa się podczas całych 4 dni karnawału, trzeba wiec być na to przygotowanym, szczególnie jeżeli podróżuje się samochodem – polecam zamknąć okna:) W zasadzie to taka darmowa uliczna myjnia:)
You may get wet during all four days of Carnival, so it’s better to be prepared. Especially when travelling by car – it’s better to close all windows and enjoy ‘free street car wash’:)
W te dni najlepiej jest nie stać pod mostem… / During these days is bettern not to stand under the bridge…
fot. Freddy
fot. Freddy
Ciekawostką jest natomiast, ze w następną sobotę po karnawale, większość tancerzy z Oruro przyjeżdża na występy do Cochabamby – kto wiec przegapił najsłynniejszy karnawał w Boliwii, może zdążyć na powtórkę z rozrywki podczas Corso de Corsos:) Warto? Oczywiście, jest to wspaniała okazja aby zapoznać się z kulturą, muzyką i tradycyjnymi strojami Boliwii. Ja miałam szczęście uczestniczyć w takiej paradzie w ubiegłym roku podczas Święta Madonny z Unkupiny, gdzie wyglądało to tak —> klik.
Interestingly, the next Saturday after the carnival, most dancers from Oruro arrives in Cochabamba – so if someone missed the most famous carnival, can catch it later during Corso de Corsos :) Is it worth it? Of course, this is a great opportunity to get acquainted with the culture, music and traditional costumes of Bolivia. I was lucky to participate in this kind of the parade last year during the celebration of ‘Virgen de Unkupina’ —> click.
Wiele osób pytało, czy nie żałujemy, ze przegapiliśmy karnawał w Santa Cruz? Odpowiedz brzmi – nie. Mieliśmy mały przedsmak tego, co się tutaj działo, oglądając w lokalnej telewizji przygotowania do karnawałowego szaleństwa – tania podróbkę karnawału w Rio. Po powrocie zobaczyliśmy zaś ślady po zabawie – farbę na elewacjach budynków. Tak, tutaj oprócz wody, oblewa się przechodniów farba a nawet, jak niektórzy znajomi doświadczyli – błotem.
Many people have asked whether or not we regret that we have missed the Carnival in Santa Cruz (second biggest in the country)? The answer is – no. We had a small taste of what is happening here, watching the preparations for the carnival madness in local television – it just looked like a cheap version of carnival in Rio. And when we returned, we saw that many buildungs in the city were sprayed with paint – here besides the water, teens throw on passer-byers paint or even, as some friends have experienced – mud and dirt.
Oczywiście, komercja wbiła się tez do karnawału w Oruro – gdzie niektórzy tancerze przerabiają tradycyjne długie suknie Tinku na sukienki typu ‘mini’, ale jest to zachowanie marginalne. W Santa Cruz podobno niewiele już pozostało z tradycji, dlatego tez nasi znajomi – rodowici ‘Cruceños’ jak co roku wybrali się w tym czasie na krótkie wakacje.
Of course, commerce also thrust into the carnival in Oruro where some dancers change traditional long gowns of Tinku into ‘mini’ dresses, but thankfully this is still marginal. In Santa Cruz there is little left of the tradition, that is why our friends – native ‘Cruceños’, always go on holidays this time of a year.
Bogatsza w owe doświadczenia ( a raczej ich brak), postaram się lepiej zaplanować (i wykorzystać) przyszłoroczny karnawał!
Enriched in all experience (or the lack of it), I can plan something different for the next year!