Kolejny raz zawitaliśmy w Cotoce, tym razem z okazji Bożego Ciała, w sam raz na obiad. Dzień był ciepły i słoneczny, wiec milo było posiedzieć sobie na dworze, w jednej z rodzinnych restauracji obok głównego placu. Przy jednym ze stołów rozstawionym wprost na chodniku, z widokiem na kościół.
So we went to Cotoca again, this time to celebrate Corpus Christi and just in time for lunch. The day was warm and sunny, so it was nice to sit outside, in one of the mamas & papas restaurants nearby the main square, with the view on church. We sat at one of the tables put directly on the sidewalk.
Jak zwykle zamówiliśmy —> sosnos i arepas, ale postanowiliśmy także spróbować pięknie pachnącego majadito, gotowanego na ogniu w wielkim blaszanym garze. W karcie dan były również szaszłyki z mięsa wołowego oraz żeberka, wprost z rusztu (paquumuto?), ale sobie darowaliśmy, bo mięso zawsze wydaje nam się za twarde.
As usual, we ordered some sosnos and arepas, but decided to also try a tasty looking majadito, cooked on the fire in a big tin pot. They also offered skewers of beef and ribs, straight from the grill (paquumuto?), but we gave it a pass as the meat usually is too hard for us to bite.
sonso
Za to do picia zamówiliśmy sobie zbyt słodkie, ale orzeźwiająco zimne mocochinchi, czyli kompot z suszonych brzoskwin.
To drink we ordered a very sweet but refreshing mocochinchi.
Cały obiad kosztował nas jakieś 20 bs. od osoby, a majadito było najlepszym, jakie miałam okazje kiedykolwiek spróbować. Na sam koniec, Freddy zauważył cos, co mogło być ‘sekretnym składnikiem’ tego dania – kucharka jak nigdy nic zgarnęła resztki z innych talerzy do wielkiego gara. I zamieszała:)
The whole lunch cost us about 20 bs. per person, and majadito was the best I’ve ever eaten. At the end, Freddy noticed something that could have been the ‘secret ingredient of’ this dish – the cook had scooped the leftovers from the other plate to the big pot. And stirred it in :)
Nie zostało nam nic innego, niż odwiedzić naszego znajomego leniwca – innego ‘sekretnego składnika’ Cotoki.
There was nothing more left for us but to visit our old friend – the sloth – Cotoca’s secret ingredient.
P.S. Co ciekawe, pomimo święta religijnego, miasteczko było całkiem wyludnione i… o wiele przyjemniejsze niż w niedziele./ P.S. Despite the religious holiday, the town was quite empty and… nicer than on busy Sundays.
Can you spot the sloth?/ Znajdziecie leniwca?
.
Haha :) Historia z “sekretnym skladnikiem” obiadu jakos wcale mnie w Boliwii nie dziwi, ale i tak smieszy :)
A sonso bylo jedna z najlepszych rzeczy jakie probowalismy w Ameryce Poiudniowej i strasznie zalujemy, ze spotkalismy je tylko w Santa Cruz. Bo bylo PYCHA!
Co prawda to prawda – sonso jest najlepsze! A i smazona juka nie pogardze:) najlepsze jest jednak to, ze oba dania mozna przygotowac samemu, o ile tylko dorwie sie juke w sklepie:) Pozdrawiam!