Bolivian Cuisine III *** Kuchnia boliwijska III – ‘Altiplano’

Gastronomia najwyzszych regionow Boliwii jest mieszanka receptur pre-kolumbijskich, kolonialnych oraz wspolczesnych, zas krolem produktow spozywczych, w departamentach La Paz, Oruro i Potosi, jest ziemniak (la papa).  W Boliwii, kolebce tego warzywa,  produkuje sie ponad 200 roznych gatunkow ziemniaka, choc znanych jest 5000 odmian, o roznych rozmiarach, ksztaltach, kolorach, teksturze i smakach! Jedna z anegdot Andyjskich glosi, ze pewna grudkowana odmiane ziemniaka, chula, wykorzystuje sie w testowaniu gotowosci kobiety  do zamazpojscia – jezeli dziewczyna dobrze obierze ziemniaka,  to bedzie dobra zona.

Traditional cuisine of the highest regions of Bolivia, is a mix of pre- Columbian, colonial and contemporary recipes and the king of all food, in the departments of La Paz, Oruro and Potosi is potato (la papa). Bolivia , the original cradle of this vegetable, produces more than 200 different species of potato, although around 5,000 varieties of different sizes, shapes, colors, textures and flavors are known ! One of the Andean anecdotes says that one of the more lumpy potatoes, chula , is used in testing if the girls are ready to get married – if the girl will peel potatoes well, it means that she will be a good wife.

potatoes

Fot. kapitalisten.files.wordpress.com

Na stronie internetowej Bolivia Bella, znalazlam ‘Legende  o ziemniaku’, ktora mysle ze warto jest w tym miejscu przytoczyc/ On the website of Bolivia Bella , I found a ‘Legend of the Potato’, which I think is worth quoting:

Pewnego razu Sapallas, spokojny i dostatni lud, zostal najechany i zniewolony przez wojowniczych Karis. Choque, młody potomek ostatniego wladcy Sapallas odmówił uznania tego stanu rzeczy i wołał o pomoc do ojca bogów. Pachacamac usłyszał prośbę młodego Choque i przybywajac pod postacia kondora, podarowal mu kilka nasion, tlumaczac, ze po wyrosnieciu moze on jesc tylko korzenie rosliny, poniewaz pedy, kwiaty i liście sa trujace. Choque zrobil jak mu bog nakazal, lecz zolnierze Karis znalezli nowa plantacje, skonfiskowali wszystkie rosliny i zjedli je w calosci, z wyjątkiem korzeni. W niedlugim czasie, najezdzcy zachorowali, a lud Sapallas zbuntowal sie, odzyskujac wladze i swoje ziemie. Nowa roslina zostala zas uznana za dar bozy i nazwana papa.

One day Sapallas, peaceful and prosperous people, were invaded and enslaved by militant Karis. Choque, a young descendant of the last Sapalla’s king, refused to recognize this state of affairs and called for help the father of the gods. Pachacamac heard the request of a young Choque and came to the Earth disguise as a condor. He gave Choque some seeds, explaining that after the grow, he may eat only the roots of the plant , because the shoots, flowers and leaves are poisonous. Choque did as god commanded, but Karis’ soldiers found the new plantations, confiscated all the plants and ate them whole, with the exception of the roots. In a short time, the invaders fell ill, and the Sapallas people rebelled and regained the authorities and their lands. The new plant was considered a gift of god and called papa.

Jest to jedna z opowieści o stworzeniu ziemniaka, ktory byl uprawiany juz 7000 lat temu wokół Jeziora Titicaca w Boliwii przez  lud Tiwanaku, na dlugo przed Inkami. Slowo ‘papa‘ pochodzi z jezyka Quechua i oznacza bulwe (wczesniej myslalam, ze to okreslenie ojca, ale w jezyku Quechua tata, to ‘tata’:).  Inkowie opracowali metode zamrazania pewnego gatunku ziemniaka, co pozwalalo na jego dlugie przechowywanie – Chuño (oraz jego biala odmiana tunta), ktoryna pierwszy rzut oka wyglada jak kamyk, ale po ugotowaniu troszke miekknie. Rozpowszechnili oni rowniez uprawe ziemniaka w calym imperium.

This is one of the stories of the creation of the potato, that was already cultivated 7000 years ago, around Lake Titicaca in Bolivia, by the people of Tiwanaku, long before the Incas. The word ‘ papa ‘ comes from the Quechua language and it means the bulb (before, I thought that it might stand for a father, but Quechua for dad is ‘tata‘ ). Inka developed a method of dry/freezing some species of potato called Chuño (and its white kind tunta) , which allowed for the long-term storage in the mountains. Chuno looks a bit like a small stone, but after cooking it softens a bit:) Inka also spread the cultivation of this nutritious vegetable in the whole empire.

Kuchnia Altiplano nie opiera sie jednak tylko na ziemniakach – innym produktem typowym dla regionow Andyjskich jest rowniez kukurydza (maiz), z ktorej czerwonej odmiany przygotowuje sie gesty napoj zwany ‘Api’, doprawiony cynamonem, gozdzikami i skorka pomaranczy. Napoj, ktory mnie osobiscie kojarzy sie z cieplym kislem, podaje sie zwykle z plackiem, smazonym w glebokim tluszczu, z serem w srodku – ‘pastel’ lub bunelos, czasem posypanym cukrem pudrem.  Pyszne!

Altiplano cuisine, however, is based not only on potatoes – another important product of the Andes is corn (maiz), from which red varieties, the thick drink is prepared – known as ‘ Api ‘, spiced with cinnamon, cloves and orange peel. Api is usually served with a deep-fried type of cake with cheese in the middle – ‘ pastel ‘. Delicious ! 

_MG_0963

Nie mozna zapomniec rowniez o quinoa, jednej z najbardziej pozywnych substancji na ziemi, uprawianej od tysiacleci na terenach dzisiejszej Boliwii. Z miesiwa zas, mieszkancy Altiplano chetnie jadaja mieso lamy i owcy oraz… suri – boliwijskiego strusia, ktorego mozna sprobowac na przyklad w Uyuni.

We can’t of course forget about quinoa – one of the most nutritious foods on Earth, cultivated for millennia in Andean region. From the meats, the people of Andes often eat llamas, sheep and also… suri – Bolivian ostrich which you can try , for example, in Uyuni.

A oto inne przyklady tradycyjnych dan Altiplano (platos Andinos)/ Here are other examples of traditional Altiplano dishes (platos Andinos) :

  • Aptapi: danie z roznych typow ziemniaka, kukurydzy, sera owczego (typu feta), suszonej ryby i ostrego sosu z pestek aji –jallpawayka.
  • Caldo de cabeza de cordero: bulion z owczej glowy, wraz z zielona cebulka, ziemniakami i liscmi selera.
  • Chairo: bulion z kawalkami Chuño (czyli wysuszonymi ziemniakami), z zabkami kukurydzy i kielkami pszenicy oraz suchym miesem owczym lub lamy (chalona).
  • Fricasé paceño: bulion wieprzowy z zolta papryka, z dodatkiem Chuño i obranymi zabkami kukurydzy (patascka).
  • Huatía o Pampaco: wieprzowina, jagnięcina, wołowina z gotowanymi ziemniakami. Podobne do peruwiańskiej pachamaca.
  • K’arachi: mala ryba z Jeziora Titicaca, podawana z chuno i ziemniakami.
  • Lagua de chuño: gesty rosol zaprawiony skrobia ziemniaczna, z mieta (herba buena), zwana tutaj huacataya.
  • Llaucha: empanada (pierog) z sokiem z sera, pieczony na kamieniu.
  • Panes: chleby roznego rodzaju, najbardziej znany to marraqueta paceña (biala bulka, z bardzo chrupiaca skorka).

800px-Marraqueta_paceña[1]

Fot. Wikipedia.

  • Plato paceño: choclo (nowa kukurydza), fasola, ser owczy i ziemniaki gotowane w lupinach.
  • Sajta de gallina (lub pollo): pikantny kurczak z chuno i bialymi ziemniakami, sosem z zoltych papryczek aji, locoto, zielonej cebulki i pomidorow.
  • Trucha: najpopularniejsza ryba z Jeziora Titicaca.
  • Charkecán: suszone mieso lamy, z kukurydza, jajkiem na twardo i ziemniakami w lupinach.
  • Intendente: wołowina, jagnięcina, kurczak, ryba oraz podroby jagniece i kiełbasa z grilla, podawane z ryżem, ziemniakami i gotowanymi warzywami.  Danie z Oruro, choc bardzo podobne do churrasco z Santa Cruz.
  • Pejerrey relleno: ryba z Jeziora Poopó (kolo Oruro).
  • Rostro asado: barania glowa gotowana w piekarnku lub pod ziemia.
  • Ckatuchupe: tradycyjna zupa, w której głównym składnikiem jest Llulluch’a (rzeczne algi), kukurydza, pszenica, baranina, ziemniaki i całe strąki czerwonej papryki.
  • Kasahuchu: wolowina (brzuch),  ziemniaki, ryż, marchew, cebula, fasola, groch i przyozdobione pietruszka, z duza iloscia llajua.

■ Aptapi : dish of different types of potato, corn, sheep cheese (feta type), dried fish and spicy aji sauce made of seeds (jallpawayka) .

■ Caldo de cabeza de cordero : sheep’s head broth, cooked along with green onions, potatoes and the leaves of celery.

■ Chairo : broth with pieces of chuno (dried/dehydrated potatoes) , with corn and wheat germs , and dry meat of sheep or llamas (Chalon).

800px-Chuno-01

Chuno fot. Wikipedia

■ Fricase paceño : pork broth with yellow peppers, with the addition of chuno and peeled maize (patascka) .

■ Huatie o Pampaco: pork, lamb , beef with boiled potatoes . Similar to the Peruvian pachamaca .

■ K’arachi : small fish from Lake Titicaca, served with chuno and potatoes.

■ Lagua de chuno : tick chicken soup with starch, seasoned with black mint (herba buena), Quechua – Huacatay.

■ Llaucha : empanada (pastry) with the juice of cheese, baked on stone.

■ Panes : breads of various kinds, the most famous is marraqueta Pacena (white bread with a crispy crust).

■ Plato paceño : choclo (sweetcorn) , beans , sheep cheese and potatoes cooked in their skins .

■ Sajta de gallina (or pollo ) : spicy chicken with chuno and white potatoes , sauce of yellow aji peppers , locoto and green onions and tomatoes .

■ Trucha : the most popular fish of Lake Titicaca.

■ Charkecán : dried llama meat with corn, hard-boiled egg and potatoes in their skins (like charque).

■ Intendente : beef , lamb , chicken and fish, grilled lamb sausage, served with rice , potatoes and cooked vegetables. Dish from Oruro , although very similar to the churrasco from Santa Cruz 

■ Pejerrey rellenos : fish from Lake Poopó ( Oruro) .

■ Rostro asado : Sheep’s head prepared in the oven or under the ground.

■ Ckatuchupe : traditional soup, in which the main ingredient is Llulluch’a (river algae) , corn , wheat, mutton, potatoes and whole pod of red pepper .

■ Kasahuchu : beef belly, potatoes , rice , carrots, onions , beans , peas and parsley, with lots of llajua .

Desery i napoje:

  • Api + pastel (zwykle serwowane jako sniadanie).
  • Yungueñito: koktajl z singani i soku pomarańczowego, z lodem.

Desserts and drinks :

■ Yungueñito : Singani cocktail with orange juice and ice.

■ Api + pastel (usually served as breakfast ).

Jak mozna latwo zauwazyc, niektore dania kuchni boliwijskiej, popularne sa niezaleznie od regionu. Wynika to przede wszystkim z migracji ludzi, szczegolnie o pochodzeniu Quechua, z gor do bardziej bogatej czesci wschodniej. Powyzsze dania tradycyjne na pewno nie wszystkim przypadna do gustu – ja sama lubie tylko kilka z nich, ale jedno trzeba przyznac, ze przygotowywane sa one z nieprzetworzonych skladnikow, czesto pochodzenia organicznego (choc mysle, ze to niestety sa juz tylko wyjatki) i, jak sami Boliwijczycy przyznaja – z sercem. Moze wiec slinka nie poleci na widok talerza z gora suchego miecha, ziemniakiem w lupinie, jajkiem w skorupce i kolba kukurydzy, ale przynajmniej na pierwszy rzut oka wiemy, co jemy:)

It’s easily to notice that some Bolivian dishes are popular regardless of region. This is mainly due to the migration of people, especially of Quechua origin from the mountains to the more wealthy parts of tropics, but also the fact that nowadays different ingredients might be transported and stored everywhere. The above traditional dishes certainly wouldn’t be to the liking of all, myself I enjoy just a few of them, but I must admit that they are made from raw, fresh, unprocessed ingredients, often organic (though I think that unfortunately this is already only an exception) and, as the Bolivians admit – with a heart. It might not be appetizing to see a plate of the mountain of dry meat, potato cooked with the skin, egg in the shell and cob of corn, but at least we know what we eat at first glance :)

Zrodla/Sources: Wikipedia, cocinaboliviana.com, boliviabella.com and indiancountrytodaymedianetwork.com.

Dia de los Muertos + Day of the Dead + Czyli boliwijskie Zaduszki

Dia de los Muertos (lub Dia de los Difuntos) oznacza Dzień Zmarłych, również znany jako Dzień Zaduszny, obchodzony 2 listopada, a w Boliwii bedacy dniem wolnym od pracy. Wczesniejszy Todos Santos (Dzien Wszystkich Świętych) ma bardziej prywatny charakter.

Dia de los Muertos jest mieszanka rdzennych oraz chrześcijańskich (katolickich) przekonań religijnych. Tego dnia rodziny odwiedzaja groby swoich zmarłych, przynoszac na cmentarz potrawy, przygotowane poprzedniej nocy. Celebracja ma forme pikniku, podczas ktorego krewni przygotowuja miejsce przy ‘stole’ dla swojego zmarlego, czekajac na przybycie jego duszy. Boliwijczycy wierza, iz dusza zmarlego przybywa na ziemie o godzinie dwunastej w Dniu Wszystkich Swietych i zostaje na padole ziemskim przez nastepne 24 godziny. Jeśli zmarla osoba byla dzieckiem, rodzina rozklada na jej grobie (stole) biały obrus; czarny lub ciemny materiał jest używany, jezeli zmarlym jest osoba dorosla. Stol jest również ozdobiony świecami i zdjęciami. Niektórzy uważają, że zmarly powraca na ziemię, aby sprawdzić, czy jego rodzina i przyjaciele wciaz o nim pamietaja.

Dia de los Muertos (or Dia de los Difuntos) means Day of the Dead, which in the Catholic faith is also known as All Souls’ Day. In Bolivia it takes place on November 2, which is a public holiday, after the celebration of Todos Santos (All Saints’ Day) on November 1st, when people build an altar with the pictures of their loved ones, food and flowers at their homes.

On Dia de los Muertos indigenous customs mix with Christian (Catholic) religious beliefs. Families visit the tombs of their dead with a feast, which they prepare the night before. They spread out the feast in the form of a picnic, setting places for their dead relative at the “table” as they wait for the souls of the dead to “arrive”. They belive, that dead are living their graves at noon the day before and stay on Earth for 24 hours. If the dead person is a child, a white tablecloth is used. Black or dark cloth is used if the decised is an adult. The table is also adorned with candles and photos of the loved ones. Some believe the dead return to Earth to see if they are still being remembered by their families and friends.

Rodzina przygotowuje te wielka uczte na cmentarzu, bo wierzy, iz dusze potrzebują dużo energii, aby powrócić do swojego świata. Wszystko niezwykle, moze byc znakiem swiadczacym o tym, iz zmarly jest wsrod swych bliskich – nawet mucha siadajaca na jedzeniu moze byc interpretowana jako dusza. Wierzy sie rowniez, iz zmarli sa zawsze obecni wsrod ludzi, ale te dni sa dla nich szczegolne.

W zachodniej Boliwii, zgodnie z rdzennymi wierzenami ludow andyjskich,” stół ” ukladany jest zazwyczaj na trzech poziomach: Alaxpacha, symbolizuje niebo, Ak’apacha – ziemie i Mank’apacha – piekło. Zywność rozlozona jest wiec w określonej kolejności, w zaleznosci od tego, gdzie zostala wyprodukowana (pod ziemia, na ziemi czy nad ziemia).

Waznym skladnikiem uczty sa tanta wawas – rodzaj słodkiego pieczywa o różnych kształtach. Chleby maja zazwyczaj ksztalt dzieci, ktorych twarze są czesto dorabiane z gliny i wypiekane w ciescie. Figurki, reprezentuja dusze zmarlych, ktorych celebruje sie podczas dnia Wszystkich Swietych. Pieczywo moze miec rowniez ksztalt drabiny, po ktorej dusze zmarlych moga wspiac sie do nieba, gwiazdy, krzyża, czy anioła ze skrzydłami.

Another great feast is held in the cememntary on the 2nd because the dead need a lot of energy to return to their world. Anything out of the ordinary that takes place during the feast is taken as a sign that the dead have arrived (even the landing of a fly on food can be thus interpreted). The dead are always present but on this particular day, they either come down from heaven to join their families, or rise to heaven.

In Western Bolivia, according to Andean indigenous beliefs, the “table” is usually set in three levels: the Alaxpacha (heaven), the Ak’apacha (earth), and the Mank’apacha (hell). The preferred foods of the dead are taken into account when preparing this feast and the foods are set out in a certain order respecting the layers in which they are produced (sky, earth, underground).

One of the most important ingrediens on the ‘table’ are tanta wawas – sweet breads made into various different shapes. Some of the breads are shaped into human figurines with faces either decorated onto the breads or little clay heads baked into the bread. Figurines represent the souls of the decised, while other breads are shaped like ladders (so the souls of the dead can climb up to heaven), stars, crosses, or angels with wings to help children and babies to rise to heaven.

10157404_720704211343569_4771108253199108406_n

Wiele kultur andyjskich wierzy w znaczenie wzajemności. Ludzie zywia zmarlych, ktorzy w zamian zapewniaja deszcze i obfite zbiory. W tym miejscu warto przypomniec, iz w Boliwii pora deszczowa (wiosna/lato) rozpoczyna sie z polowa listopada. Często rodziny zatrudniaja w tym dniu (i nie tylko wtedy) zespoły muzyczne, grajace ulubione piosenki zmarlego. Płacą także dzieciom za modlitwe przy grobach swoich bliskich wierzac, że Bóg bardziej lituje się nad wstawiennictwem dzieci biednych niż nad tych, którzy nie są w potrzebie.

Many Andean cultures belief in the importance of reciprocity. The living feed the dead, whose bones are drying under the November sun, and the dead intervene with the earth to ensure she provides rains, which begin in mid-November. Often families hire bands or take other forms of music with them. They also pay children to recite prays at the tombs. Many believe God takes pity on the prayers of children or the poor more than on the prayers of those who are not in need.

Przed przybyciem Hiszpanów, zabalsamowane ciala zmarlych byly wydobywane z grobów, aby mogli oni, w sensie bardziej doslownym, uczestniczyc w uczcie wraz z rodzina. Jako ze katoliccy Hiszpanie zabronili tego rytuału (tak jak kosciol zabronil obrzadku Dziadow w Polsce), członek rodziny często przebiera sie za zmarlego i tak pojawia sie przy rodzinnym w grobie. Biorac udzial w uczcie, wypytuje poszczegolnych czlonkow rodziny, jak spedzili mijajacy rok. Czasami osoba udajaca “zmarlego” daje porady dzieciom, ktore wraz z koncem dnia przeganiaja przebranego z cmentarza, aby mieć pewność, iz dusza zmarlego nie pozostanie w jego ciele, by mieszkac wsrod zywych. Sa tez osoby, ktore wcale nie odwiedzaja cmentarza, przygotowujac ucztę w domu, a gościom, którzy ich w tym czasie odwiedzaja, oferowane są wszystkie ulubione potrawy zmarlego.

Before the arrival of the Spanish, the dead (who at the time were embalmed) were taken out of their tombs. Friends and family members would dance with them, walk them around the cemetery, eat a meal with them and then put them back in their tombs. When the Spanish arrived, they forbade this ritual. So today, a family member often dresses up to look like a dead family member and appears at the family reunion at the grave. He or she takes part in the feast that has been prepared and asks how the family has been over the past year. Sometimes the “dead” person gives advice to the children. When the day ends, the children take palm fronds and chase the person in the costume out of the cemetery just to be sure the soul of the real dead person doesn’t give in to the temptation of inhabiting their body in order to remain among the living. Many people don’t take the feast to the cemetery at all. Instead, they prepare a feast at home and guests who visit are offered all the favorite foods of the dead.

Niestety, osobiscie nie mialam szczescia doswiadczyc opisanych powyzej zwyczajow, jako ze drugi rok z rzedu spedzam ten dzien w tropikach. Poszlismy dzis z rana na Cementario General w Santa Cruz i na wlasne oczy przekonalismy sie, ze Cambas obchodza Zaduszki raczej w tradycji chrzescijanskiej. Rodziny, odwiedzajace swych bliskich, przynosily kwiaty i swieczki, a jedyna forme ucztowania oferowali sprzedawcy kawy i czipsow, krazacy po cmentarzu.

Unfortunately, I hadn’t personally experienced these intresting habits described above, as I have spent the second year in a row in the tropics. Today in the morning we went to Cementario General in Sata Cruz and with our own eyes we saw that Camba people celebrate Dia de los Muertos in the Christian tradition. Families visiting their loved ones brought flowers and candles, and the only form of feasting were offered by sellers selling coffee and chips, circling around cemetery.

DSCN1314

DSCN1312

DSCN1309

DSCN1318

Przyznam szczerze – bylam troche zawiedziona. Wiecej zycia pamietam z cmentarza w Cochabambie, ktory odwiedzilismy w zeszlym roku, podczas Dnia Matki. Moze winny byl temu deszcz? Jedno jest pewne, zeby na wlasne oczy zobaczyc te niezwykle poganskie tradycje Swieta Zmarlych w Boliwii, trzeba w tym dniu znalesc sie po stronie Zachodniej kraju, najlepiej w La Paz, lub okolicznych miasteczkach i wioskach, gdzie swieto to wyglada mniej wiecej tak:

To be honest – I was a little disappointed. Even the cemetery in Cochabamba, which we visited last year on when Mother’s Day, was more lively. Maybe we can blame it on rain? One thing is certain, if we ever want to experience these very interetsing and colourful Bolivian traditions, we needto find ourselves in the West part of the country, the best in La Paz and the surrounding towns and villages, where this day looks more less like that:

72347866

Fot. globalpost.com

73836_gd

Fot. lostiempos.bo

cjornadap

Fot. jornadanet.com

Tydzien pozniej, 9 listopada Zachodnia Boliwia celebruje starozytny rytual – ‘Dzien czaszek’ (Dia de los Natitas). W czasach prekolumbijskich rdzenni mieszkancy regionow Andyjskich (Qechua i Aymara) wykopywali  kości swoich zmarlych przodków w trzecim roku po pogrzebie, by oddac im czesc. Legenda glosi, iz kazdy czlowiek posiada 7 dusz, a jedna z nich znajduje sie wlasnie w szkielecie. Dzis, potomkowie wykopuja tylko czaszke i przenosza ja do domu rodzinnego, by dusza zmarlego czuwala nad domostwem. 9 listopada, czaszki dekoruje sie świeżymi kwiatami, kapeluszami oraz skladane sa im ofiary z papierosów, liści koki, alkoholu i różnych innych elementów, w podziece za ochrone. Czaszki są rowniez przynoszone na centralny cmentarz w La Paz, z okazji specjalnej Mszy i błogosławieństwa. Warto pamietac, iz jezeli czaszki pozostawione sa bez opieki i zaniedbane, moga przyniesc nieszczescie ich posiadaczowi!

And one week later, on 9th of November native Bolivians of Andean origin (Quechua and Aymara) follow other ancient ritual called Dia de las Nenitas – The Day of Skulls. Legend has it that every being is blessed with seven souls and of the seven, one is found in the skeleton. In pre-Columbian times indigenous Andeans had a tradition of sharing a day with the bones of their ancestors on the third year after burial. However, only the skulls are used today. Traditionally, the skulls of family members are kept at home to watch over the family and protect them during the year. On November 9, the family crowns the skulls with fresh flowers, sometimes also dressing them in various garments, and making offerings of cigarettes, coca leaves, alcohol, and various other items in thanks for the year’s protection. The skulls are also sometimes taken to the central cemetery in La Paz for a special Mass and blessing. It’s worth to remember that ancestors’ remains can bring both good luck and bad luck, when not taken care of!

Boo!

Day-of-the-Skull-Bolivia-Herald-Sun-610x406

Fot. Herald Sun.

Źródła/ Sources: Bolivia Bella, www.huffingtonpost.com i wlasne obserwacje/ own observations.

More photos / wiecej zdjec:

 

DSCN1302

DSCN1303

DSCN1307

DSCN1311

Meanwhile in La Paz / Tymczasem w La Paz:

 

muertos-bolivia-021110

Fot. libertaddigital.com 

021n1mun-1

Fot. lostiempos.bo

F201111040844572314423711

Fot. spanish.peopledaily.com.cn

celebrations-for-day-of-the-skulls-in-bolivia-11

Fot. eagad.com

Ricardo Pérez Alcalá (1939-2013) *** O życiu i sztuce wielkiego artysty

‘Mozna żyć bez sztuki, ale nie można BYC bez sztuki’

“Se puede vivir sin el arte pero no se puede ser sin el arte”

Ricardo Pérez Alcalá (1939-2013)

69142_10151212139389476_2004546010_n[1]¨El amigo¨(Przyjaciel) Ricardo Pérez Alcalá, akwarela na papierze, autoportret

To smutne, że ‘odkrylam’ wielkiego artyste Ricardo Pérez Alcalá tuz po jego śmierci. Ale mimo, iz już go nie ma wsrod nas, jego sztuka pozostanie z nami na zawsze.

Kariera artystyczna Ricardo Perez Alcala jest naprawdę imponująca. W swoim życiu, zdobył on wiele nagród zarówno w Boliwii, jak i za granicą. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Potosi i po raz pierwszy wystawił swoje prace w wieku piętnastu lat, kiedy udało mu się sprzedać około trzydziestu obrazow. Później ukończyl jeszcze architekture na Universidad Mayor de San Andrés w La Paz (1963), ale swoje życie zawodowe poświęcił malarstwu.

Po wygraniu wszystkich głównych nagrod w dziedzinie malarstwa i rysunku w Boliwii, podrozowal po całej Ameryce Łacińskiej, a jego tworczosc zostala szczególnie doceniona w Meksyku, gdzie mieszkał przez 14 lat, i gdzie czterokrotnie zdobył Nagrodę Państwową w dziedzinie akwareli. Sztuka Ricardo Perez Alcala została również uznana przez jury World Grand Prix akwareli oraz przez Francuskie MInisterstwo Kultury i Sztuki. Ostatnio zas został zaproszony do wystawienia swoich prac w Luwrze w Paryżu, co jest bezprecedensowym wydarzeniem dla Boliwijskiego artysty.

“Mistrz niemożliwych kolorow” zmarł w domu, zaprojektowany przez siebie. Ta ekstrawagancka rezydencja, podobna jest do domu-muzeum Salvadora Dali w Portlligat, ale posiada wlasny styl baroku- meztizo. Dom znajduje się w południowej czesci miasta La Paz i posiada 3 studia. Jedno z nich zanjduje sie obok sypialni artysty, gdzie malował przed snem. Jest tam takze mała kuchnia, gdzie przygotowywal na predce coś do jedzenia, aby moc szybko wrocic do tworzenia.

Urodzony w 1939 roku w Potosi – miescie o wielkiej historii, Pérez Alcalá był wielbicielem Diego Velazqueza, Rembrandta i Leonardo da Vinci. Często mowil takze o obrazach hiszpańskiego artysty Antonio Lópeza, szczegolna estema darzyl natomias współczesna akwarele amerykańskiego malarza Andrew Newell Wyeth’a.

Analizując jego akwarele mozna powiedziec ironicznie, że artysta był “antyakwarelista”, ponieważ pracował on poza kanonem tradycyjnej angielskiej akwareli, który głosi, że wykonanie obrazu w tej technice nie powinno zająć więcej niż dwie godziny, ponieważ po tym czasie nie jest już akwarela. Ricardo, uwazal, ze przypomina to wykonanie nudnego i prostego szkicu. Wypracował wiec swój własny sposób malowania i czasem, wykonczenie akwareli w najdrobniejszych szczegółach zajmowalo mu kilka miesiecy .

Pérez Alcalá po mistrzowsku oddawal światło, ktore w polaczeniu z elegancka paleta barw ‘tchnelo’ w jego akwarele codziennego życia, atmosferę tajemnicy i niepokoju.

Ale malarz nie ograniczal się tylko do martwych natur i pejzaży, wręcz przeciwnie, zawsze był innowacyjnym twórcą z wyobraźnią. Podczas swojej kariery, malowal wielkie osobowości z Meksyku i Boliwii, jak rowniez setki autoportretów w różnych technikach. W ciagu 60 lat stworzyl ponad 6000 obrazów, odzwierciedlajacych jego ogromną etykę pracy.

Ricardo Perez Alcala zmaterializował wcześniej niewyobrażalne wyzwania: w ciągłym poszukiwaniu nowych form wyrazu, wypracowal wlasna technike “akwareli na desce” – malowanie na otenkowanej drewnianej powierzchni, pozwala na mniejsza absorcje akwareli niz na papierze, dając większą intensywnosc i jasność kolorów.

Ponadto, był znanym architektem, rzeźbiarzem, karykaturysta oraz utalentowanym kucharzem-samoukiem i wspaniałym gospodarzem. Byl rowniez specjalista w zakresie kolekcjonerstwa oraz nauczycielem i mentorem kilku bardzo znanych artystów, miedzy innymi akwarelisty Dario Antezana z Cochabamby (syna jego najlepszego przyjaciela Gíldaro Antezana). Jako pedagog w Szkole Sztuk Pięknych w El Alto nauczal dwie artystki młodego pokolenia: Monica Rina Mamani i Rosmery Mamani Ventura, które wziely sobie jego lekcje do serca, osiagajac zawodowy sukces .

Wierzył, iz tylko poprzez ciezka prace da sie osiagnac doskonalosc: ‘El que escucha olvida, el que mira recuerda pero el que hace aprende”.

Kto słucha zapomina, kto patrzy pamięta, a kto probuje uczy sie.

Co ciekawe, w swojej tworczosci zawsze zawieral refleksje nad śmiercią. Jego prace sa zwykle związane z magicznym realizmem, hiperrealizmem i surrealizmem, ale z biegiem lat stały się bardziej tajemnicze i melancholijne. Powiedział kiedyś: “Me interesa el arte sólo cuando hay misterio”.

“Jestem zainteresowany tylko taka sztuka, która zawiera tajemnicę”.

Może dlatego tez, namalował swój autoportret w przepięknej akwareli na desce, ktora sam nazwal “Reclinado sobre mi Tumba” (“Leżący na swoim grobie“) (1992). To arcydzieło jest rodzajem malarskiego testamentu, w ktorym malarz zportretowal siebie jako zmartwychwstałego i nieśmiertelnego – tylko artysta jego wielkosci moze zapisac sie w pamięci zbiorowej oraz wszystkich tych, którzy cenia dobrą sztukę.

1004519_10151788473419476_991506052_n[1]

Ten autoportret mówi takze wiele o szlachetności Ricardo Pérez Alcalá, ponieważ zawarl on w obrazie szkielet koguta, przypominający o Gíldaro Antezana, ‘bracie’ i przyjacielu, który tak jak on wiernie uprawial zawod malarza i walke kogutów. Wreszcie, na szczycie kamienia można zobaczyć małe drzwi prowadzące do nieznanego wymiaru, z wieloma akwarelami rozplywajacych sie w czasie. “Leżący na swoim grobie” jest kameralnym, zabawnym, proroczym, tajemniczym, symbolicznym i reprezentatywnym dziełem sztuki, które podsumowuje dorobek i zycie artysty. Powiedział on kiedyś: ‘Lo único que le pido la vida es morirme con el último brochazo”.

Jedyne czego chcę od życia to umrzeć z ostatnim pociagnieciem pedzla

Ricardo Pérez Alcalá spełnil to marzenie, dla którego poswiecil całe swoje życie: żyl i umarl jako artysta. Teraz, zostawia nam w spadku swa cenną pracę, czym potwierdza, że prawdziwi artyści nigdy nie umierają.

Wniose cos do ludzkości, powiedziałem, i stałem się malarzem.

Voy aportar algo la humanidad, dije, y mnie converti en pintor.

Ricardo Perez Alcala

Fragmenty wybrane i przetlumaczone z oryginalnego tekstu dr. Harolda Suárez Llápiz, ucznia, przyjaciela artysty i wielbiciela jego sztuki. Lekarza, badacza i krytyka sztuki wspolczesnej. Administratora ‘Arte Boliviano Contemporáneo “.

***

‘You can live without the art, but you can’t BE without the art’

“Se puede vivir sin el arte pero no se puede ser sin el arte”

Ricardo Pérez Alcalá (1939-2013)

9[1]

It’s sad that I discovered the great artist Ricardo Pérez Alcalá so late, after his death. But although he is gone, his art will stay with us forever.

The artistic career of Ricardo Perez Alcala is truly impressive. In his lifetime, he had won many awards both in Bolivia as abroad. He studied at the Academy of Fine Arts in Potosi and held his first exhibition at fifteen, when he managed to sell around thirty paintings. He later graduated as an architect at the Universidad Mayor de San Andrés in La Paz (1963) but devoted his professional life to painting.

After winning all the major awards in painting and drawing in Bolivia, he had traveled throughout Latin America and his work was particularly recognized in Mexico, where he had lived for 14 years and where he won the National Watercolor Prize on four occasions. Ricardo Perez Alcala was also recognized at Watercolor World Grand Prix and by the National Federation of French Culture and European Arts . Recently he was invited to exhibit his work at the Louvre in Paris, an unprecedented event for a Bolivian artist.

‘The master of impossible colors’ died in the house that he designed himself. This extravagant residence is similar to the house-museum of Salvador Dali in Portlligat, but with a very own meztizo – baroque style. In this vast refuge located in the Southern Zone of the city of La Paz, he had 3 studios. Moreover, he built a workshop right next to his bedroom, where he painted before going to sleep. There is also a small kitchen, where he prepared quickly something to eat, so he wouldn’t interupt his artistic creation.

Born in 1939 in Potosi – the city of a great history and art, Pérez Alcalá was an admirer of Diego Velazquez, Rembrandt and Leonardo Da Vinci. He also spoke often about the pictorial quality of Spanish artist Antonio López. But above all, the Bolivian painter had a great admiration for a contemporary watercolor by American painter Andrew Newell Wyeth.

Analyzing his watercolors one would say ironically that Perez Alcala was an “antiacuarelista”, because he was working outside the canons of traditional English watercolor, proclaiming that this technique should not take more than two hours in execution, since after this time is no longer watercolor. For the artist, this ‘old school’ was like a boring resembling of a simple sketch. He developed his own way of painting and it took him up to several months, to finish the watercolour in minute detail, punishing the paper with endless color glazes to apply this extra element that makes the difference: a large dose of creativity. Pérez Alcalá masterfully handled the light – which together with elegant palete of colours, printed in his watercolors mysterious and disturbing atmosphere of everyday life.

But Ricardo Perez Alcala was not limited to the usual still lifes and landscapes, on the contrary, he was always a creator with innovating imagination. During his career, he has portrayed several personalities from Mexico and Bolivia. He also painted a hundred self-portraits in various styles. More than 6,000 paintings in more than 60 years as a painter reflect his tremendous work ethic.

Ricardo Perez Alcala has materialized previously unimaginable challenges: in his constant search for new forms of expression he developed his own technique of “watercolor on board” – a preparation of plaster on a wooden surface, which allows for less absorption of the watercolor that it does on paper, giving the color more brightness and intensity.

He also was a renowned architect, sculptor, caricaturista, talented and accomplished self-taught chef and great host, specialist in art collecting. He was a teacher and mentor of several very prominent artists, including watercolorist Dario Antezana from Cochabamba (son of his best friend Gíldaro Antezana). As an educator at the School of Fine Arts in El Alto, he taught two artists of the new generation: Monica Rina Mamani and Rosmery Mamani Ventura, who knew how to make the most of his lessons.

He believed in a hard work in order to reach an exelence, saying: “El que escucha olvida, el que mira recuerda pero el que hace aprende”.

Who listens forgets, who looks remembers, but who does learns.

It is interesting, that he always made a reflection on death. His work is usually associated with magical realism, hyperrealism and surrealism, but with the passing of the years it became more cryptic, melancholyc. He said once: ‘Me interesa el arte sólo cuando hay misterio”.

‘I am interested only in art that has a mystery’.

Maybe that’s why he painted his self-portrait in a stunning watercolor on board, that he himself called “Reclinado sobre mi tumba” (“Reclining on my grave“) (1992). This masterpiece may be a sort of pictorial testament. The great painter paints himself as resurrected, immortal, as only an artist of his level may be recorded in the collective memory of society and those who appreciate good art.

This self-portrait also says much about the nobility of Ricardo Pérez Alcalá, since the image shows the skeleton of a rooster, reminiscent of Gíldaro Antezana, the ‘brother’ and friend, that like himself, faithfully exercised the trade of a painter and cockfighting.

267351_10151793915354476_1216245529_n[1]Fot.  Harold Suárez Llápiz

Finaly, on top of the stone you can see a small door leading into an unknown dimension, and many watercolor papers floating and dispersing in time. “Reclining on my grave” is an intimate, playful, prophetic, cryptic, symbolic and representative piece of art that sums up his work. He once said: ” Lo único que le pido a la vida es morirme con el último brochazo”.

‘The only thing I want from life is to die with the last brushstroke.’

Ricardo Pérez Alcalá fulfilled the dream for which he fought all his life: to live and die as an artist. Now, he leaves us a legacy of his valuable work – it’s true that great artists never die.

I will contribute something to humanity, I said, and I became a painter.

“Voy a aportar algo a la humanidad, dije, y me convertí en pintor”

Ricardo Perez Alcala

Fragments choosen from the original text of Dr. Harold Suárez Llápiz – student, friend and admirer of Ricardo Pérez Alcalá’s art. Doctor MD, researcher and art critic. Administrator of ‘Arte Boliviano Contemporáneo’.

51927_447228654475_243304844475_5012979_1894248_o[1]

El Alto & The Highest Airport in the World *** Najwyzsze lotnisko swiata

El Alto jest dzis najwyzej polozonym przedmiesciem La Paz. Panuje tu surowy klimat, a najwyższa średnia dzienna temperatura latem wynosi 17 °C – miasto lezy bowiem na wysokosci 4150 m n.p.m.

W jego granicach znajduje się Międzynarodowy Port lotniczy El Alto obsługujący La Paz. Niestety, z powodu naplywu biednej ludnosci z innych rejonow kraju oraz gornikow ze zlikwidowanych kopalni rud miedzi, miasto rozwija się w niekontrolowany sposób. Chaotyczna i prymitywna zabudowa tworzona jest wzdłuż boliwijskiego odcinka drogi panamerykańskiej i poprzecznych do niej ulic – w większości parterowa i jednopiętrowa.

Trudna sytuacja ekonomiczna mieszkańców El Alto jest przyczyną licznych protestów: ‘W latach 2003-2005 mieszkańcy systematycznie blokowali jedyna drogę prowadząca do lotniska międzynarodowego oraz dostawy paliwa i gazu dla La Paz. Rozruchy te nazwano Boliwijską Wojną Gazową, a w ich wyniku straciło życie około 70 mieszkańców’ (Wikipedia). Obecnie sytuacja jest unormowana, ale nigdy nie ma sie pewnosci, ze nie bedzie kolejnych blokad i protesow.

Trzeba jednak przyznac, ze El Alto jest pieknie polozonym miastem, z widokiem na Illimani. Niesamowitym wrazeniem  jest zas podziwianie ogromnych osniezonych szczytow Andow z okien samolotu, ktore w jednej chwili przechodza w bardzo plaski krajobraz.

_MG_2473

_MG_2477

_MG_2482

_MG_2485

***

El Alto is actually the highest suburb of La Paz. It has a harsh climate with the highest average daily temperature of 17 ° C in a summer –  all because El Alto lies at an altitude of 4150 m above sea level.

Within the city, there is the International Airport of El Alto. Unfortunately, because of the influx of poor population  from other parts of the country such as miners from abandoned copper mines, the city is growing uncontrollably – chaotic and primitive usually one storey buildings were created along the Bolivian section of Pan American road.

The difficult economic situation of the population is the cause of numerous protests: “In 2003-2005, people systematically blocked the only road leading to the international airport and cut the supply of fuel and gas for La Paz. The riots were called Bolivian gas war and as a result about 70 people lost their lifes “(Wikipedia). Currently the situation is normalized, but there is no certainty that there won’t be further blockages and protests in the future.

I must admit however, that city of El Alto is very beautifully situated, overlooking the Illimani. It’s amazing to be able to admire huge snow peaks of the Andes from the windows of the plane, which in one moment change into the flattest landscape.

_MG_2480

La Paz – Summary *** Informacje praktyczne

Ekspertem od La Paz nie jestem – w koncu bylam tam tylko raz i tylko na dwa dni, ale postanowilam podzielic sie z Wami informacjami, ktore przy okazji tego pobytu zdobylam. Bylo juz o muzeach i miradorach,  a teraz czas na informacje praktyczne. Przy okazji wizyty w La Paz, obalilam takze kilka kilka mitow zwiazanych z tym miastem, ktore zaslyszalam tu i owdzie przed podroza.

* Choroba wysokosciowa – nie dotyczy wszystkich osob przybywajacych do La Paz, tylko przytrafia sie tej garstce nieszczesliwcow, do ktorych i ja naleze. Jak juz wspomnialam, wystapily u mnie dosyc ciezkie objawy przyspieszonego bicia serca, ktore zmusily nas do powrotu w nizinne strony, ale przewaznie turysci maja tylko bol glowy czy lekka zadyszke przy podchodzeniu pod gore.

Wiekszosc osob, do ktorych nalezy moj Freddy, nie ma jednak zadnych trudnosci w przystosowaniu sie do nowych warunkow i rzadszego powietrza.

Jak jednak miec pewnosc przed przyjazdem, ze nie nalezy sie do grupy nieszczesliwcow? Ja juz kilka lat temu przekonalam sie, ze wspinaczka po gorach nie jest dla mnie najlatwiejsza sprawa – szczegolnie podczas spaceru w Gorach Atlasu w Maroku, gdzie ledwo dyszalam, podczas gdy moja kolezanka Kasia cieszyla sie swiezym gorskim powietrzem:) Takze w Potosi, jednym z najwyzszych miescie na swiecie (4,090 m.n.p.m.), nie bylo mi latwo w drodze na mirador, mialam tez dosyc nieprzyjemna podroz autobusem, w ktorym ‘zwrocilam’ cala kolacje zjedzona poprzedniego wieczoru… Byly to jednak problemy zupelnie nieporownywalne z tymi, ktore dotknely mnie w La Paz. Dlaczego? Pewnie dlatego, ze przed Potosi przeszlam kilkumiesieczna aklimatyzacje w Cochabambie, a do La Paz przylecialam prosto z nizinnej Santa Cruz de la Sierra. 

Moral – przed nastepna ‘wysokogorska’ wycieczka postaram sie spedzic kilka dni wyzej n.p.m., co tez polecam wszyskim podroznym przybywajacym do La Paz (czy Potosi).

Slyszalam rowniez o specjalnych tabletkach – ‘Sorochi pills‘, ktore ponoc spozyte przed podroza ulatwiaja aklimatyzacje. Przed podroza do La Paz zostaly mi one jednak odradzone przez pewna doswiadczona osobe, co okazalo sie wielkim bledem, bowiem ‘uratowaly mi one zycie’ podczas pozniejszej podrozy do Uyuni. Wedlug Boliwijczykow aby zlagodzic objawy choroby wysokogorskiej nalezy zas:

– pic duzo wody

– jesc lekkostrawne posilki (lub nie jesc wcale na kilka godzin przed podroza!)

– podrozowac autobusem zamiast samolotem (stopniowa aklimatyzacja jest lepsza niz nagly przeskok)

– nie pic alkoholu

– pic duzo ‘mate de coca’, ktora jest ‘lekiem na cale zlo’!

Zawsze przyda sie rowniez plastikowy worek (tak na wszelki wypadek), ktory linie lotnicze BOA maja w standardwym wyposazeniu:)

Danuta Stawarz-1

Na tej stronie, poleconej przez kolege Martina, znajdziecie duzo wiecej unformacji o chorobie wysokosciowej: klik i tu: Bolivia Bella (EN).

* podroz taksowka z lotniska ‘El Alto’ do centrum La Paz kosztuje 60 bs. Nalezy jednak uwazac na taksowkarzy – naganiaczy i wybierac wylacznie oficjalne radio – taxi stojace na postoju. Naganiacze, ktorzy czesto zaczepiaja nas jeszcze w sai przylotow sa przewaznie bardzo mili i uczynni, czesto takze kosztuja mniej, ale decydujac sie na kurs z nimi ryzykujemy bardzo wiele.

Mowi sie, ze ‘najniebezpieczniejsi kierowcy sa w La Paz’ – a wlasnie ze nie! O wiele bardziej niebezpiecznie mozna sie poczuc na ulicach Cochabamby czy Santa Cruz. Co prawda, La Paz jest najbardziej wymagajacym miastem jezeli chodzi o prowadzenie samochodu, poniewaz polozone jest ono na wzgorzach, ale kierowcy w La Paz sa zazwyczaj bardzo ostrozni i podchodza do kierowania pojazdu ‘con calma’ (ze spokojem). Zupelnie inaczej niz w Sata Cruz, gdzie proste i plaskie drogi wrecz ‘zachecaja’ kierowcow (szczegolnie taksowek i micros) do nadmiernej predkosci. Dla nas kazda podroz z lotniska do apartamentu wydaje sie byc bardziej ryzykowna niz przelot samolotem podczas burzy… A piesi? W La Paz niemal kazde skrzyzowanie ma semafory oraz zebre ( w odroznieniu od innych miast), reguly przechodzenia przez jezdnie nie roznia sie wiec od tych powszechnie przyjetych na swiecie. Trzeba jednak uwazac przechodzac pomiedzy samochodami, poniewaz czasem moga staczac sie w dol podczas ruszania.

My w La Paz korzystalismy z uslug taksowkarza Edie’go, ktory obwiozl nas po wszystkich miradorach oraz zabral do szpitala i ‘Valle de la Luna’. Mysle, ze jest to dobry pomysl dla turystow, ktorzy nie maja za wiele czasu, a chca zobaczyc jak najwiecej. Przy okazji, mozna popstrykac zdjecia z taksowki oraz zatrzymac sie na zyczenie. Cena za godzine to 50 bs., co nie jest najtansza opcja, ale jezeli zbierze sie 4 osobowa grupa, to mato sens jak najbardziej. Mozna pewnie zbic te cene, wystarczy tylko popytac. Nasz Eddy byl nie tylko bardzo mily i komunikatywny, ale rowniez obeznany w historii i topografii La Paz – dzieki temu w jeden dzien udalo nam sie zobaczyc wiecej niz mielismy nadzieje:)

Oczywiscie taniej jest sie poruszac autobusami, ale czasem trudno jest zrozumiec ich system (zreszta,  nie tylko w La Paz).

Warto natomiast zasiegnac informacji o Autobusie Turystycznym (Bus Turistico), ktory za mala cene obwozi turystow po wszystkich waznych punktach miasta (takze miradorach i Valle de la Luna). Z tego co pamietam, odjezdza z Plaza Isabela Catolica o godzinie 9.00 i 15.00.

* La Paz ma najslawniejszy ‘El mercado de las Brujas’ (Bazar Czarownic) – moze najbardziej popularny, poniewaz polozony w centrum miasta, ale nie ma nic wspolnego ze swoja nazwa! Co prawda, kilka sklepikow z pamiatkami sprzedaje rozne dziwaczne medykamenty ze zwierzat i roslin, kremy i mydelka na potecje czy amulety, ale wlasnie…sa to sklepy dla turystow, na pokaz. Jezeli ktos chce zobaczyc prawdziwy bazar czarownic, to powinien sie udac do pewnej czesci La Cancha (La Pampa) w Cochabambie, gdzie widok’ bialych twarzy’ nie powoduje usmiechu sprzedawcy, a raczej szczera niechec; gdzie stoly uginaja sie od przeroznych ziol, suszonych czy zakonserwowanych w olejach (?) szczatek zwierzecych, kamieni, nasion itp.; gdzie widac, slychac i CZUC magiczna atmosfere prawdziwego ‘Mercado de las brujas’.

* Gora Illimani podobno jest widoczna z niemal kazdego miejsca w miescie – moze i tak, ale nie kiedy niebo jest zachmurzone. Podczas naszego krotkiego pobytu udalo nam sie zobaczyc te majestatyczna gore tylko raz – w drodze na lotnisko. Jej wiecznie zasniezone zbocza pieknie kontrastowaly z granatem nieba. Widzialam tez jej przeblyski pomiedzy wiezowcami w promieniach zachodzacego slonca – naprawde niezwykly widok, ale jek sie okazuje, nie zawsze i nie dla kazdego.

_MG_2931

* W La Paz jest zawsze zimno – a nawet mroznie w nocy, jednak w pogodne sloneczne dni temperatura jest bardzo przyjemna, choc przyznam, troche dziwi widok turystow w szortach i japonkach. Chociaz z drugiej strony, jak ktos przylatuje z kraju, w ktorym panuja temperatury minusowe, 15 stopni C moze faktycznie byc odczuwalne jako gorace. Zreszta, to niemal jak lato w Irlandii:)

Dla mnie niepojetym bylo natomiast to, ze nasz hotelowy pokoj, jeden z wielu polozonych wokol wewnetrznego krytego dziedzinca, byl zawsze goracy, mimo iz nie bylo w nim zadnego ogrzewania! Fascynujace:)

Dla zmarzluchow mam dobra wiadomosc – nie jest problemem w La Paz znalezienie wysokiej jakosci odziezy zimowej – liczne sklepiki z tradycyjnym rekodzielem oferuja bowiem welniane swetry (takze z alpaki), skarpety, czapki, rekawiczki, szaliki bardzo dobrej jakosci i w przystepnych cenach. Nic tylko kupowac!

* Z La Paz mozna z latwoscia wybrac sie nad Jezioro Titicaca – coz, daleko nie ma, ale nie zawsze jest to latwe. Oczywiscie, setki bior podrozy oferuja wycieczki jedno czy kilkudniowe, ale nikt nie moze zagwarantowac, ze dojda one do skutku.

Przeklenstwem Boliwii sa bowiem strajki i blokady drog. Przezylam taka blokade raz na wlasnej skorze niedaleko Oruro, a tym razem uniemozliwila nam ona podroz do swietego jeziora Inkow.

Okazalo sie, ze w Boliwii lepiej jest niczego nie planowac i nie placic z gory za usluge – bioro podrozy, ktore zajmowalo sie nasza wycieczka, skontaktowalo sie z nami na dzien przed przyjazdem do La Paz, podajac do wiadomosci informacje o blokadzie i mozliwosci odwolania wycieczki, jednoczesnie przypominajac o koniecznosci wplaty pieniedzy. Pytanie jednak, czy w razie odwolania wycieczki, pieniadze zostalyby zwrocone? Tego sie nie dowiemy, poniewaz do wycieczki nie doszlo, do przelewu rowniez nie.

Mysle, ze nie warto jest takze bukowac hotelu od razu na kilka dni, poniewaz w razie koniecznosci skrocenia pobytu, placi sie zazwyczaj za 2 dni do przodu. My mielismy to szczescie (a moze raczej nieszczesnie), ze nasz hot el w porozumieniu z Booking.com anulowal nam 2 doby, z powodu naglego pogorszenia stanu zdrowia i koniecznosci wczesniejszego wyjazdu. Mysle wiec, ze lepiej jest przedluzac pobyt z dnia na dzien – wolne pokoje zawsze sie gdzies znajda.

Niestety, strajki, blokady i ogolne trudnosci komunikacyjne stawiaja Boliwie w czolowce ‘najbardziej nieprzyjaznych miast na swiecie’. Warto jest to wziac pod uwage i planujac wyprawe w te strony swiata, nie planowac za duzo i isc na zywiol!

* Mowi sie, ze ‘ludzie Aymara sa zimni i nieprzyjazni’ – nie potwierdzam. Na swojej drodze spotkalismy mnostwo rdzennych mieszkancow Altiplano, ktorzy wydali sie nam bardzo przystepni. Inna sprawa jest to, ze znaczna czesc mieszkancow La Paz pochodzi z innych czesci Boliwii, naprawde trudno jest rozroznic mezczyzne z ludu ‘Aymara‘ od ‘Keczua‘ (z kobietami jest latwiej, kiedy nosza one swoje tradycyjne stroje).

Inna sprawa sa natomiast bezdomni na ulicach stolicy, ktorych ogromna liczba przyczynia sie do poczucia ogolngo pesymizmu, unoszacego sie nad tym wielkim miastem. Poza tym, im wyzej tym zimniej, a zycie staje sie biedniejsze i ciezsze.

_MG_2668

* Lepiej jest nie zwiedzac Boliwii podczas swiat – i to nie tylko dlatego, ze muzea sa pozamykane. Podczas swiat najwiecej jest turystow, co sprawia, ze unikane przezycie moze sie przemienic w walke o ‘miejsce’ – w hotelu, restauracji, na ulicy, na bazarze, w muzeum ( o ile jest otwarte), w autobusie, w biurze podrozy itp. Choc z drugiej strony, czasem dobrze jest zobaczyc ‘biala twarz’ (= inna niz tubylcow) i uslyszec znajomy jezyk w miejscach bardziej odleglych i obcych:)

* Z czystym sumieniem moge polecic nasz hotel ‘Hostal Naira’, ktory moze do najtanszych nie nalezy (za 2 osoby placi sie okolo 50 $), ale jest polozony w samym centrum miasta, przy turystycznym’ Mercado de las Brujas’ oraz kosciele Sw. Franciszka. 10 min. piechota do Plaza Mayor i muzeow oraz popularnych agencji turystycznych, w ktorych mozna zarezerwowac wypady rowerowe na Droge Smierci czy nad Jezioro Titicaca.

Przy hotelu funkcjonuje takze restauracja, serwujaca kuchnie miedzynarodowa, ktora oblegana jest przez turystow – nie ma w tym jednak nic dziwnego – mozna w niej zjesc pyszne sniadania, obiady i kolacje za cakiem przystepna cene, w ciekawym i co najwazniejsze czystym i przytulnym otoczniu. Polecemy szczegolnie ogromne kanapki, ciasta oraz herbatke z calych lisci koki. Narzekac mozna jedynie na powolny serwis, ale nie mozna zarzucic kelnerom, ze sie obijaja – jest ich po prostu za malo! My stolowalismy sie tam przez 2 dni nie tylko dlatego, ze nam smakowalo oraz ze bylo blisko do hotelu, ale po prostu nie moglismy znalezc w okolicy niczego lepszego.

* Jak Droga Smierci (El Camino de la Muerte) to tylko na rowerach – taki tez mielismy plan, ktory splonal na panewce. W La Paz isnieje duzo biur organizujacych takie ekstremalne atrakcje, my zabukowalismy (wstepnie) wycieczke z Vertigo Biking Bolivia, ktore jest polecane jako jedno z bezpieczniejszych. Za caly dzien (dojazd, rowery, kaski, ubrania, lunch i napoje, zdjecia), czyli 4 godzinny zjazd droga smierci, placi sie okolo 50$ od osoby. Mozna taniej, ale nie wiem, czy warto ryzykowac.

Coz jednak, kiedy nie jest sie pewnym swoich umiejetnosci rowerowych? Otoz, znalazlam informacje o wycieczce pieszej po najniebezpieczniejszej drodze swiata, Trekking Ecovia – 8 godzin spacerkiem wpieknych i przerazajacych okolicznosciach przyrody, reszta autobusem i pociagiem (po bardziej bezpiecznej trasie) – wszystko to za okolo 40$ od osoby. To chyba jest wlasnie opcja dla mnie:)

I tyle na razie, jak cos mi sie jeszcze przypomni, to dodam wiecej:)

***

I am not an expert of La Paz – in the end I was there only once and only for two days, but I decided to share with you some information which I have learned during my short visit to this city. I wrote already about museums and miradores, so now it’s time for practical information. I also disproved several myths associated with Nuestra Señora de La Paz, which I overheard here and there before traveling.

* Altitude Sickness – does not affect all people arriving in La Paz, but happens to handful of unfortunates to whom I belong. As I mentioned, my heavy and fast heart beat forced us to return to the lowlands, but normally tourists experience only slight headache or shortness of breath while walking uphill.

However, most of people as my Freddy, have no difficulty in adapting to the new conditions and the rarer air.

But how to check before arrival, that you don’t belong to the first group? Few years ago I realized that hiking in the mountains is not the easiest thing for me – especially when walking in the Atlas Mountains in Morocco, where I could barely breath, while my friend Kasia enjoyed the fresh mountain air :) Also in Potosi, one of the the highest city in the world (4.090 m), it was hard for me to get to the mirador, I also had quite an unpleasant journey by bus, trowing up all dinner from the night before … However, these problems weren’t comparable to those that occurred in La Paz. Why? Well, before I went to Potosi I had a few months of acclimatization in Cochabamba while to La Paz I flew straight from the lowlands of Santa Cruz de la Sierra.

Moral – before the next ‘high’ trip I’ll try to spend a few days in Cochabamba, which I also recommend to all travelers planning to go to La Paz (or Potosi).

I heard also about ‘Sorochi’ pills, which could help – but some experienced person advised me not to take them. Well, I did not, but that was a big mistake, because it proved to work later on, while visiting Uyuni. However, according to Bolivians to ease the symptoms of high altitude sickness the best is to:

– Drink plenty of water

– Eat easily digestible meals (or not eat at all for a few hours before the trip!)

– To travel by bus instead of plane (gradual acclimatization is better than sudden ‘jumps in the high water’)

– Drink a lot of “mate de coca ‘, which is the cure for everything!

– Do not drink alcohol.

It’s also good to have a plastic bag, just in case – even Bolivian airline BOA has them on the board as their standard equipment:)

Also, you will find more usefull info about altitude sickness on the page recommended by my friend Martin: click and here: Bolivia Bella.

* Taxi journey from the airport ‘El Alto’ to the center of La Paz costs 60 bs. One should, however, be careful and choose only the official radio – taxi waiting at the taxi rank. There are people, who usually ‘catch us’ just outside arrivals area and are very nice and accommodating. They also offer lower price, but going with them you could risk a lot.

It is said that ‘the most dangerous drivers are in La Paz’ – but I think this isn’t true! Much more dangerous you can feel on the streets of Cochabamba and Santa Cruz. It is true that La Paz is the most demanding when it comes to driving, because the city is spread on the hills, but the drivers in La Paz are also usually very careful and approach the hazardous parts of the road ‘con calma’ (with ease). Completely different than in Sata Cruz, where simple and flat roads ‘encourage’ drivers (especially taxis and micros) for excessive speed. For us, each journey from the airport to the apartment seems to be more risky than the plane flight during a storm … What about pedestrians? In La Paz almost every intersection has traffic lights and a zebra crossings (as opposed to other cities), however you must be careful passing between cars, because sometimes they can roll down while starting off.

We used the service of a taxi driver Eddie, who took us to the hospital, drove us around the city and “Valle de la Luna‘. I think that is a good idea for tourists, who do not have much time and want to see as much as possible. Plus, you can photograph from the window and can stop on request. Price per hour was 50 bs., which is not the cheapest option, but if you gather a group of 4 people, this makes sense. You can probably beat the price, just ask around. Our Eddy was not only very kind and communicative, but also familiar with the history and topography of La Paz – thanks to this we were able during one day to see more than we had hoped :)

Of course, it’s cheaper to take a bus, but sometimes it’s difficult to understand the system (not only in La Paz) as there are no official timetables.

It is worth while to seek information about a red Tourist Bus (Bus Turistico), which for a small price takes tourists to all important places in the city (also miradors and Valle de la Luna). From what I remember, it departs from Plaza Isabela Catolica at 9.00 and 15.00.

_MG_2838

* La Paz’s famous ‘El mercado de las Brujas’ (Witches’ Market) – perhaps the most popular, because it located in the city center, but it doesn’t have much in common with its name. There are few souvenir shops selling various medications, lamas fetuses, ‘magic’ plants, creams, soaps and amulets, but they are just … shops for tourists. If someone wants to see a real witches’ market, they should go to a certain part of the La Cancha (called La Pampa) in Cochabamba, where the view of ‘white faces’ doesn’t bring a smile on sellers’ faces, but rather a sincere reluctance, where tables groan from a variety of herbs, dried or preserved in oils animal debris, stones, seeds, etc., where you can see, hear and SMELL the magical atmosphere of the real ‘Mercado de las Brujas’.

* Illimani Mountain is reportedly visible from almost any place in the city – maybe, but not when the sky is overcast. During our short stay we were able to see this majestic mountain only once – on the way to the airport. Its perpetually snow-covered peaks beautifully contrasted with a navy evening sky. I also saw glimpses of it between skyscrapers changing its colour in the rays of the setting sun – a really unusual sight, but as it turned out, not for everyone.

* In La Paz is always cold – and even freezing at night, but in the clear sunny days the temperature is very pleasant, although I must admit, I was a bit surprised to see some tourists in shorts and flip – flops. On the other hand, if someone arrives from a country with minus temperatures, 15 degrees Celsius can actually be felt as hot. To be honest, it is almost like Summer in Ireland :)

It was inconceivable, however, that our hotel room, one of many located around the inner indoor courtyard, was always hot even though there was no heating! Fascinating :)

For those who feel always cold I also have good news – there is no problem in La Paz to find high-quality winter clothing – many shops with traditional handicrafts offer wool sweaters (also alpaca), socks, hats, gloves, scarves of a very good quality and affordable prices. I would buy everything if only I could!

* From La Paz you can very easily travel to Lake Titicaca – it isn’t so far, but it’s not always easy. Of course, you can book a tour offered by many travel agencies for one or more days, but no one can guarantee that they would actually happen…

Bolivia is cursed by strikes and roadblocks.  I survived such a blockade once near Oruro but this time it was impossible for us (and hundreds other tourists) to visit to the sacred lake of the Incas.

It turned out that in Bolivia, it’s better not to plan anything and do not pay in advance for trips – am agency, which dealt with our trip, contacted us the day before our arrival to La Paz, giving us the information about blockade and possible trip cancellation, at the same time reminding to pay deposit money. The question is if the money would be refunded after trip cancellation? We will never know, because the tour never happened, neither the money transfer.

I think that it isn’t worth to book a hotel for a few days, because in the event of having to shorten your stay, you must still pay for 2 days in advance. We were lucky because Booking.com allowed us to cancel 2 nights due to my sudden health deterioration and need to leave the city as soon as possible. So, I think it is better to extend the stay day by day –  there are always vacancies somewhere.

Unfortunately, strikes, blockades and general difficulty in communication put Bolivia on the list of ‘the most unfriendly countries in the world“. So, when planning the expedition in this part of the world, do not plan too much!

* It is said that ‘Aymara people are cold and unfriendly’ – I can’t agree with it at all! On our way met a lot of the indigenous inhabitants of Altiplano, who were very approachable to us and friendly. Another thing is that a large part of the inhabitants of La Paz came from other parts of Bolivia and it’s really hard to distinguish between an ‘Aymara‘ man and ‘Quechua‘ (with women is easier when they wear their traditional polleras).

There is many homeless people on the streets of the capital, what contributes to a sense of pessimism hovering over this great city. Besides, higher – the colder, and life becomes poorer.

_MG_2843

* Holiday is the worst time to visit Bolivia – not just because all the museums are closed. During Easter or Christmas as well as ‘our summer’, the country is visited by larg number of tourists, which transforms the city into a battlefield for ‘space’ – in the hotel, the restaurants, on the streets, on the markets, in the museums (if open), in the bus, in the travel offices, etc. Although on the other hand, sometimes it’s good to see the ‘white face’ (= other than native) and hear a familiar language in places more distant and alien :)

* With a clear conscience I can recommend the hotel “Hostal Naira ‘, that isn’t the cheapest (for a couple we payed around 50 $ per night), but it is located in the heart of the city, nearby ‘Mercado de las Brujas‘ and Church of St. Francis. It’s also 10 min. walking to the Plaza Mayor, museums and popular tourist agencies where you can book trips.

There is also a hotel restaurant with an international cuisine, besieged by tourists – witch isn’t surprising – it serves a delicious breakfast, lunch and dinner in affordable prices, in an interesting and most importantly clean and cozy atmosphere. I can recommend especially huge sandwiches, cakes and tea made of whole coca leaves. I could only complain about the slow service, but it wasn’t waiters’ fault, there was just not enough staff! We had been eating in there for 2 days, not only because the food was tasty and it was close to the hotel, but honestly we couldn’t find anything better in the area.

* Trip to ‘Death Road’ (El Camino de la Muerte) only on bikes – as we planned. In La Paz there are many agencies that organize such extreme activities and we pre-booked our with Vertigo Biking, which is recommended as one of the safest. The whole day (bicycles, helmets, clothing, lunch and refreshments, pictures, 4 hour downhill Death Road) you pay about $ 50 per person. Of course, it could be done cheaper, but I do not know if it’s worth the risk.

But what to do if you are not sure of your cycling skills? Well, I found an information about the walking tour through the world’s most dangerous road with Trekking Ecovia that offers 8 hours walk through the beautiful and frightening ‘natural circumstances’ and the rest by bus and train (on more secure route) – all for about $ 40 per person. I think this is an option for me :)

Other travel agencies also offer trips to the snow-capped Illimani or to explore the surroundings of La Paz on a horse back – there is something for everyone.

And that’s it for now – if I remember something more, I will add it later :)