Lomas de Arena II – Terribly Beautiful Place *** O strasznie pięknym miejscu

Czego chcieć więcej? Piękną pogoda, bezchmurne niebo, ciepły biały piasek pod stopami. Dużo piasku. A pośród niego szafirowe i szmaragdowe laguny oraz wiecznie zielone oazy, z tropikalną dziką roślinnością…

What to want more? Beautiful weather, clear skies, warm white sand under your feet. A lot of sand. And among it the sapphire and emerald lagoons and evergreen oases, full of wild tropical vegetation …

Lomas de Arena

Lomas de Arena

Przyznaje, kupę piachu w moim życiu widziałam, ale takiej zjawiskowej jeszcze nigdy! Niezmierzona Sahara w Maroku, czy wydmy schodzące do morza w Łebie nie umywają się bowiem do piękna Lomas de Arena, położonych zaledwie kilka kilometrów od Santa Cruz de la Sierra.

Piaszczyste wydmy w samym środku dżungli? W Boliwii wszystko jest możliwe (tylko morza brak)!

Parque Regional Lomas de Arena pisałam kilka miesięcy temu, po naszej pierwszej i nieudanej wyprawie do tego cudu natury (o czym możecie przeczytać tu —-> klik). Tym razem tez łatwo nie było, tak się bowiem składa, ze droga do raju wiedzie przez piekło. Rozkopki aż do samego więzienia Palmasola oraz kałuże, i malownicza rzeczka, urozmaicają trasę przejazdu.

I must say, I’ve seen some sand in my life –  boundless Sahara Desert in Morocco, or massive sand dunes meeting the sea in Leba, but they can’t compete with the beauty of Lomas de Arena, located just few kilometers from Santa Cruz de la Sierra.

Sand dunes in the middle of the jungle? In Bolivia everything is possible!

I wrote about Parque Regional de Lomas de Arena few months ago, after our first and unsuccessful expedition to this miracle of nature (you may read about it here —-> click). This time it wasn’t easy either – it happens that the road to heaven passes through hell. First the ‘unfinished’ road to Palmasola prison, later puddles and river crossing our path.

Lomas de Arena

Napotkaliśmy tez kilka bezdomnych psów, krów oraz … kilkoro dziwnych ludzi. Z tego wszystkiego postanowiliśmy już zawracać, kiedy mijający nas biały samochód, dodał nam odwagi do dalszej przeprawy. Udało się! Ze zdumieniem obserwowaliśmy wielka ścianę piasku, która znikąd wyrosła przed nami. Zanotowaliśmy tez bliskość hotelu ‘Las Lomas’ oraz innych turystów.

We did encounter a few stray dogs too, some cows and … weird people. We almost decided to turn back when the white car has passed, encouraging us to continue our trip. And we managed, looking with astonishment at the big wall of sand, which grew out of nowhere in front of us. We also noted with relief the proximity of the hotel ‘Las Lomas’ and other tourists, some flying high.

A w takim dzikim miejscu turyści to skarb, o czym przekonaliśmy się w drodze powrotnej kiedy to … nasz samochód zawisł na malej skarpie. Jedno koło zakopane, drugie w powietrzu. Nie pomógł telefon do strażnika parku, nie pomogli ludzie w hotelu (choć użyczyli nam łańcuch) ani pobliskiej restauracji (z której raz po raz odjeżdżały wielkie jeepy). Pomogli turyści, tacy jak my. Najpierw zatrzymał się malutki jeep pełen młodziutkich dziewcząt, z których jedna okazała się moja byłą studentka! Próbowali nas wyciągnąć, ale zabrakło ‘powera’. Na następny samochód czekaliśmy niemal godzinę. Nie zawiedliśmy się jednak bowiem kierowca oraz jego starszy syn wiedzieli co robić i już w pierwszej próbie wyciągnęli nasz samochód z tarapatów.

And believe me, in such a wild place, other tourist are a real treasure, as we find out on the way back when … our car hung dead on a small slope, with one wheel stuck in a mud and the other in the air. The phone call to guard of the park did not help, neither the people in the hotel (although they lent us a chain) or in a nearby restaurant. The only help came from fellow tourists. First we were encountered by a tiny jeep full of very young girls, one of whom turned out to be my ex-student! They tried to pull us, but their car lacked the ‘power’. For the next car we have waited almost an hour but we were not disappointed – the driver and his older son knew exactly what to do, and they pulled our car out of trouble on the first try. God bless them for that!

Lomas de Arena

Tak ekscytująco pięknej i zarazem strasznej wycieczki jeszcze nie mieliśmy, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze i zmęczeni acz szczęśliwi, bezpiecznie dotarliśmy do domu.

Jaki jest morał naszej przygody? Jeżeli jesteście w Santa Cruz de la Sierra, to Lomas de Arena powinny się znaleźć na waszej liście ‘must see’!

This trip was the most exciting, beautiful and terrible at the same time, but luckily everything turned out well and we arrived safely home.

What is the moral of our adventure? If you are in Santa Cruz de la Sierra, the Lomas de Arena should be on your  ‘must see’ list!

Trzeba jednak pamiętać, ze nie łatwo jest się tam dostać. Wycieczki oferuje kila biur podróży, np. Nick’s Adventures Bolivia, którego spotkaliśmy w parku, zjeżdżającego na desce po piasku z dzieciakami! Jest to opcja kosztowna, ale z cala pewnością najbezpieczniejsza. Moza tez dojechać autobusem miejskim do Palmasoli lub taksówką do bramy parku, a później iść z buta jakieś 4 kilometry. Nie polecam jednak tej alternatywy samotnym podróżnikom, bowiem na trasie zdążają się kradzieże i rozboje! Nie wspominając wałęsających się psów, krów i dziwnych ludzi. No i wreszcie, można dojechać własnym/wypożyczonym samochodem, ale jeżeli nie daj Boże cos się wam przydarzy po drodze, to zdani będziecie tylko na siebie i …  życzliwość napotkanych kierowców. Strażnicy parku wam nie pomogą, sami dysponują bowiem tylko motorami i quadami, a zwykle na służbie jest tylko jeden z nich, zajęty obsługą bramy i pobieraniem opłaty za wstęp (10 bs.).

Powodzenia! Miejsce to jest zdecydowanie warte zachodu:)

However, one should remember that it is not easy to get there. Some travel agencies, such as Nick’s Adventures Bolivia (who we met in the park, sandboarding!), offer their tours there. This option is the most expensive, but the safest. The place can also be reached by bus from the city centre to Palmasola Jail or a taxi to the gate of the park, and then one has to walk on foot for about four kilometers. But I don’t recommend this option to single travellers, as there were many thefts and robberies reported! Not to mention wandering dogs, cows and weird people. And finally, you can reach Lomas de Arena in your own/rental car, but if God forbid something happens on the way, you can rely only on yourself and … the kindness of other drivers. The park guards will not help, as they only have motorbikes and quads, and usually there is just one on duty, busy opening the gate and collecting fee for admission (10 bs.).

Good Luck! This place is definitely worth the trouble:)

Lomas de Arena

Lomas de Arena

Ciudad de Itas *** Skalne Miasto

Po raz pierwszy widziałam takie cudo natury w Czechach, gdzie szare skały o różnych kształtach ‘rosną’ pośród lasu. Tutaj sprawa wyglądała trochę inaczej – aby dojść do skalnego miasta musieliśmy najpierw wspiąć się na czerwonawe, chropowate od zastygłej miliony lat temu lawy wzniesienia, by następnie zejść w dol. Wówczas naszym oczom ukazał się kanion ze skalami o różnych kształtach, przypominającymi ‘żółwia’ bądź inne zwierzę, przestronne groty, niczym wnętrza średniowiecznych katedr, a nawet prehistoryczne malowidła naskalne (choć o to pewnie moznaby się spierać).

First time I saw the wonder of nature like that in Czech Republic, where gray rocks of different shapes ‘grow’ in the midst of the forest. Here it was a little bit  different – to get to the ‘rocky town’, we had to first climb on rough reddish rocks, formed by the frozen lava millions of years ago, and then go down. Then we saw rocks of various shapes, reminiscent of ‘turtle’ or other animals, spacious caves, like interiors of medieval cathedrals, and even prehistoric paintings (although that probably could be argued).

IMG_5106

Wędrowaliśmy dnem kanionu, który sam ukształtowany został w niepamiętnych czasach przez fale morskie i podziwialiśmy te cuda Pachamamy, aż nadszedł moment powrotu. No właśnie… wspinaczki po stromych skalach, ostrych jak brzytwy, bez zabezpieczeń innych niż drobna ręka przewodnika….

We were wandering on the bottom of the canyon, which itself was formed in ancient times by the waves of the sea and admiring the wonders of Pachamama, until it was time to return. Yeap … climbing the steep rocks, sharp as a razor, with no help other than small hand of our guide.

IMG_5244

Przyznam, ze po pełnym emocji poranku w jaskini Umajalanta, moje ciało nie było przygotowane na więcej takich atrakcji – ale udało się!A potem już tylko wystarczyło zejść z gór i wsiąść do autobusu, z okien którego mogliśmy podziwiać zapierające dech w piersi przepaści, w świetle zachodzącego słońca….

I must admit, after the emotional morning in the Umajalanta  cave, my body wasn’t prepare for more such attractions – but I managed (as if I had other option:)! And then we just had to go down the mountains, get in the bus, so we could admire from the windows the breathtaking chasms, in the light of the setting sun….

 

Caverna Umajalanta: A Journey to the Center of the Earth *** Podróż do wnętrza Ziemi

Drugiego dnia naszej wycieczki, wyruszyliśmy autobusem na zwiedzanie skalnego miasta i jaskini. Nasz przewodnik przekonywał, ze tym razem będzie łatwiej i nie doświadczymy już zabójczej wspinaczki po kamiennych schodach, jak to miało miejsce w kanionie Vergel. Cóż, tym razem schodów za wiele nie było, ale wspinaczka tak, i to taka ‘potencjalnie zabójcza’!

Najpierw udaliśmy się do jaskini Umajalanta (lub Humajalanta) – jednej z najgłębszych w Boliwii (długości ponad 10km). Po trwającym około 20 minut marszu, mogliśmy podziwiać niezwykle formacje skalne, które widoczne były z Torotoro – szare ‘piramidalne’ skały jakby doczepione do czerwonawych wzgórz… Naprawdę, trudno to opisać, zamieszczam wiec zdjęcie:)

On the second day of our trip we went by bus to explore the rock city and the cave. Our guide explained that this time it will be easier and we will no longer experience deadly climbing up the stone steps, as it was in the canyon Vergel.

Well, this time there weren’t too many steps, but we had a ‘potentially deadly’ climb! First we went to the cave Umajalanta – one of the deepest in Bolivia (over 10km long). After a 20-minutes walk, we could see amazing rock formations, which were visible from Torotoro – gray ‘triangular’ rocks as if attached to the reddish hills ….

Po przeprawie przez wiszący most, na którym wszyscy zachowywaliśmy się jak dzieci na placu zabaw, oraz trakcie dinozaurów, dotarliśmy na miejsce, gdzie otrzymaliśmy kaski z latarka. Niemałe poruszenie wzbudził także osiołek z długim ‘ogonkiem’:)

After crossing the suspended bridge, where we all behaved like children on the playground, and the dinosaurs trail, we reached the place where we were given helmets with a flashlight. There was also a donkey with a very looong ‘tail’ :)

Wejście do jaskini zatarasowane było mniejszymi i większymi głazami, ale kto powiedział, ze nie można ich przejść? Otóż można i po chwili byliśmy już w środku, z dala od światła słonecznego.

The entrance to the cave was obstruct by large and smaller rocks, but who said that they can’t be passed?  After a while we were in the middle of a cave, away from direct sunlight.

Kiedyś byłam w kopalni soli w Wieliczce, ale jaskinia to zupełnie inne doświadczenie – nie ma tu windy, mostków, latarni i tysiąca turystów. Dzielą sztuki ludzkiej zastąpione zostały zaś rzeźbami Matki Ziemi. Pachamama przez tysiące lat stworzyła w podziemnej grocie tysiące stalaktytów i stalagmitów różnych rozmiarów i kształtów. Podziwialiśmy wiec czarny stalaktyt zwany ‘Nietoperzem’, ‘Choinkę’, ‘Matkę Boska z Dzieciątkiem’ czy ‘Kieliszek Szampana’:) Niestety, wiele stalaktytów zostało ‘odrąbanych’ w poprzednikach latach przez turystów żadnych rządnych darmowych upominków z wakacji…

Once I was in a salt mine in Wieliczka, but the cave is a completely different experience – there are no elevators, bridges, lanterns, and thousands of tourists. Human works of art have been replaced with sculptures of Mother Earth. Pachamama has created, during millions of years, thousands of stalactites and stalagmites of different shapes and sizes. So we admired black stalactites called ‘Bat’, ‘Christmas Tree’, ‘Madonna with Child’ and ‘Champagne Glass’ :) Unfortunately, many stalactites has been ‘cut’ in past years by the tourists wanting a free holiday gift…

Pięknie tam było! Żeby jednak dostać się do kolejnych grot,  musieliśmy przebyć kilka przeszkód, mrożących krew w zydlach (przynajmniej moich). W niezwykle emocjonujących sytuacjach, kiedy wspinaliśmy się po głazach, z czarna czeluścią pod stopami, prześlizgiwaliśmy się przez szczeliny czy zjeżdżaliśmy z gładkich ścian na pupie – przed oczami miałam migawki z filmów takich jak ‘Sanctum‘ Spielberga albo innego filmu o kobietach uwiezionych w jaskini pełnej ślepych potworów. Na szczęście my mieliśmy okazje spotkać tylko ‘ślepe ryby’ w podziemnym jeziorze. Czołgając się pod kolejna skala, myślałam zaś o trzęsieniu ziemi, częstym zjawisku w Boliwii… Tylko 3 razy mieliśmy do dyspozycji liny, ułatwiające wspinaczkę, przyznam jednak, ze powinno być ich znacznie więcej. Przewodnik powiedział nam, ze kilka lat temu turyści nie mieli nawet kasków, co przyjęłam z niedowierzaniem, sama bowiem ‘obstukałam’ swój kask z każdej strony, strach wiec pomyśleć, jaki byłby stan mojej głowy bez tej ochrony!

It was beautiful there but to get from the one to the next underground room, we had to pass few obstacles, chilling blood in veins (at least mine). In an extremely exciting situations where we climbed the rocks having the black abyss under the feet, cowl through the cracks or slide from smooth walls on our bums –  I had glimpses of movies before my eyes such as ‘Sanctum’ by Spielberg or another film about women trapped in a cave full of blind monsters. Luckily we had a chance to meet only “blind fish” in the underground lake. Crawling into another scale, I thought about the earthquake, a common phenomenon in Bolivia … Only three times we had the rope to ease the climbing, and I must say that there should be much more. Guide told us that a few years ago, adventurous tourists did not even have helmets, which I took with disbelief, because I bumped my helmet from each side, so I couldn’t imagine what would happened to my head without this basic protection!

Po niemal dwugodzinnej, pełnej emocji wycieczce do wnętrza ziemi, ujrzeliśmy światło! Naprawdę, był to jeden z najpiękniejszych momentów w moim zżyciu! Od pierwszych promieni do wyjścia dzieliło nas tylko 20 minut przechadzki po ogromnych głazach i byliśmy wolni!

After nearly two hours of extremely exciting excursion into the hearth of the Earth, we saw the light! Really, it was one of the most beautiful moments of my life! From the first rays of the sun we needed only 20 minutes walk over massive rocks and we were free!

 Warto było? Oczywiście, jednak był to mój PIERWSZY i OSTATNI raz w jaskini. Właśnie tam zdałam sobie sprawę, ze jestem dzieckiem SLONCA:)

P.S. Duże zdjęcia dzięki uprzejmości Ester, z która w autobusie zajadaliśmy się kurczakiem:) Moj Nikon Coolpix znów okazał się nie taki znowu ‘cool’ i zdjęcia robił tylko kiedy chciał, a wszystkie były ‘zabrudzone’.

Was it worth it? Of course, but it was my FIRST and LAST time in the cave. It was there where I realized that I am a child of the SUN :)

P. S. Large photos courtesy of Ester, with who I ate a chicken in a bus :) My Nicon Coolpix again proved not to be that ‘cool’ and was taking pictures only when he wanted to do it, and all of them were ‘dirty’.