Blue ‘Lago Titicaca’ & Sunny ‘Isla del Sol’ *** Wycieczka na słoneczną Wyspę Słońca

Lago Titicaca, obramione wiecznie ośnieżonymi szczytami Cordillera Real, to święte jezioro, które leży na granicy Peru i Boliwii, na wysokości 3,810 m n.p.m. Głębokie na 283 m, o szerokości 176 km i 70 km długości, jest uważane za najwyższe żeglowne jezioro na świecie i jedno z największych. Nazwa jeziora pochodzi z języka keczua i w wolnym tłumaczeniu oznacza pumę polującą na królika, odnosząc się do kształtu akwenu. Czas wytężyć swoja wyobraźnię (mapa na dole)!

Lago Titicaca, framed by the snow capped peaks of the Cordillera Real,  is a sacred lake that lies on the border between Peru and Bolivia. At an altitude of 3,810m above the sea level, with a depth of 283 m, and a span of 176 km wide and 70 km long, it is the highest navigable lake in the world and one of the biggest. The name “Titicaca” has been translated as “Rock Puma”, as local communities have been said to interpret the shape of the lake to be of a puma hunting a rabbit. Work your imagination (the map is at the bottom)!

boliviainmyeyes

Według mitologii Inków, to właśnie z Jeziora Titicaca,  Bóg Stwórca Viracoca wzniósł się by stworzyć słońce (Inti), księżyc (Mama Kilya), gwiazdy, a następnie udał się do Tiahuanaco (Tiwanaku), bystworzyc pierwszych ludzi – Mallku Kapac i Mama Ocllo. “Adam i Ewa Inków”, powstali z kamienia i zapełnili świat rodzajem ludzkim. Jezioro Titicaca jest więc kolebką Inków, których dusze powracają do swojego miejsca pochodzenia w jeziorze.

According to Incan mythology, it was from Lake Titicaca that the creator god Viracoca rose up to create the sun, moon, stars, and first human beings.  He commanded the sun (Inti), moon (Mama Kilya) and stars to rise, then went to Tiahuanaco (Tiwanaku) to create the first human beings, Mallku Kapac and Mama Ocllo. These first humans, the “Inca Adam and Eve,” were formed from stone and brought to life by Viracocha, who commanded them to go out and populate the world. The Lake Titicaca is therefore the birthplace of the Incas, whose spirits return to their origin in the lake upon death.

Oprócz samego Titicaca, także kilka z 41 wysp na jeziorze jest uważanych za święte. Szczególnie ważna jest Isla del Sol (Wyspa Słońca), największa ze wszystkich wysp, położona niedaleko Copacabana. Isla del Sol jest uznana za dom najwyższego inkaskiego boga Inti. Istnieje tam ponad 80 starożytnych ruin,  z których większość pochodzi z okresu inkaskiego, z okolo XV wieku. Archeolodzy odkryli jednak dowody na to, że ludzie żyli tue już w trzecim tysiącleciu przed naszą erą. Wiele wzgórz na wyspie zapełniają tarasy rolne, które dostosowują strome i skaliste tereny dla rolnictwa już od niepamiętnych czasów. Geograficznie, teren wyspy jest szorstki i skalisty, pokryty drzewami eukaliptusowymi i kaktusami. Nie ma tam utwardzonych dróg ani pojazdów mechanicznych, a główna działalnością gospodarcza około 800 rodzin mieszkających na wyspie, jest rolnictwo, rybołówstwo i turystyka.

In addition to Lake Titicaca itself, several of the 41 islands in the lake are regarded as sacred. Especially important is the Isla del Sol (Island of the Sun), the largest of all the lake islands, located near Copacabana. Isla del Sol was regarded as the home of the supreme Inca god Inti. There are over 80 ruins on the island, most of these dating to the Inca period circa the 15th century AD, however, archaeologists have discovered evidence that people lived on the island as far back as the third millennium BCE. Many hills on the island contain agricultural terraces, which adapt steep and rocky terrain to agriculture. Geographically, the terrain of the island is harsh and rocky with many eucalyptus trees and cactuses. There are no motor vehicles or paved roads and the main economic activity of the approximately 800 families living there is farming, fishing and tourism.

boliviainmyeyes

Jedynym sposobem, aby dostać się na Wyspę Słońca, jest przejażdżka łodzią. My zdecydowaliśmy się na wycieczkę całodniową, która rozpoczęła się o 8:30, od zakupy biletu za 30 bs. w jednej z wielu agencji turystycznych na głównej ulicy Copacabany. Muszę przyznać, że na początku, żałowałam tej decyzji, ponieważ niemal 2 godzinna jazda małą rozkołysaną łodzią, przyprawiła mnie o mdłości. Ale gdy tylko zeszłam na ląd, byłam przeszczęśliwa, a pod koniec wycieczki (około 4 pm), żałowałam, że nie zatrzymaliśmy się na wyspie na noc!

The only way to get to Isla del Sol is by boat. We decided to take 1 day trip, which started at 8.30 am, buying a ticket for 30 bs. each at one of many tourists agencies on the main street of Copacabana. I must say, that at first, I regretted this decision as the rocky nearly 2 hours boat ride has made me sick and miserable. But once stepping out onto the land, I was happy! Moreover, at the end of the trip (about 4 pm) I wished we had stayed on the island for the night!

boliviainmyeyes

Na północnym krańcu Wyspy Słońca zacumowaliśmy w mieście Challapampa, gdzie znajduje sie Chincana, wielki kamienny kompleks pełen labiryntów, uważany za centrum szkoleniowe dla kaplanow Inków, oraz male muzeum z artefaktami cywilizacji Inków i Tiwanaku, znalezionymi podczas wykopalisk międzynarodowych. Aby się tam dostać, idziemy malowniczą ścieżką z pięknymi widokami na jezioro, dowiedując się od przewodnika o historii wyspy i niektórych roślinach leczniczych, i obserwowując proste życie ludzi tu mieszkajacych. Wedrowka (wspinaczka) konczy sie się przy świętej skale w kształcie pumy, której nie zobaczylam nawet oczyma wyobraźni, później odkrywając, że potrzebna jest do tego dobra (boczna) perspektywa :)

On the north end of the Island of the Sun is the town of Challapampa, home to the fascinating Chinkana labyrinth – a huge stone complex full of mazes, which is thought be a training center for Inca priests, and a small museum displaying the Tiwanaku and Inka artefacts found during the international excavations. To get there, you walk up a scenic path with breathtaking vistas of the lake, learn about the history of the Inkas and some medicinal plants, told by the guide and observe the simple life of people living here. The walk (climb) finishes at the sacred rock carved in the shape of a puma which I did not see, even with the eyes of my imagination, but later discovered that one needs a good (side) perspective to notice it:)

Od tego momentu mamy dwie możliwości: przespacerować się przez 8 km (3 godziny) na południowa stronę wyspy, lub spieszyć z powrotem do łodzi, która zabierze nas na południe. Dla mnie (i 99 % naszej grupy), decyzja była prosta, biorąc pod uwagę moje problemy na wysokościach:) Zanim udaliśmy się jednak biegiem z powrotem na plaże, zatrzymaliśmy się, aby otrzymać starożytne błogosławieństwo od kapłana Aymara. Warto było wydać 20 bs. na takie unikalne doświadczenie!

From that point you have two choices: walk 8 km (3 h) to the South side of the Island, or rush back to catch the boat which will take you there. For me (and 99% of our group) it was no brainer, considering my altitude difficulties:) However, before we run back to the beach,  we stopped to obtain the blessing from the Aymara priest. It was 20 bs. well spent on a completely unique experience.

boliviainmyeyes

Isla del Sol (Aymara Blessing)

boliviainmyeyes

Na południowym krańcu Isla del Sol zatrzymujemy się w Yumani, największej osadzie na wyspie. To tutaj znajdują się kamienne schody zbudowane przez Inków, prowadzące do świętego źródła młodości. I tu, zakwaterowanie na wyspie okazuje się bardzo przydatne, ponieważ my nie mieliśmy już czasu, aby wspinać się do źródła młodości, spędzając około godzinę na obiad w jednej z restauracji! Taka strata!

On the south end of the Isla del Sol is Yumani, the largest town on the island and the site of the Inca steps which lead up into the town and to a sacred fountain. Made of stone and having three separate springs, it is said to be a fountain of youth. And here, the accommodation on the island comes handy, as we did not have time to climb it, spending about an hour on lunch in one of the restaurants! Oops…

No niestety, tym razem pominęliśmy wiele innych atrakcji Copacabany, pozostawiając je na następny raz. Kiedyś.

Well,unfortunately, we skipped many other attractions of Copacabana this time, leaving something to go back to for. One day.

Porady podróżnicze/ Travel tips:

* There is also 1/5 day trip to Isla del Sol which starts at 1.30 pm and gets you only to the nothern side of the island. Not recommended!/ * Istnieje również 1/2 – dniowa wycieczka na Isla del Sol, która zaczyna się o 13:30, ale zatrzymuje sie tylko po polnocnej stronie wyspy. Niezalecane!

* On the Bolivian side of the lake Titicaca there is also the Island of the Moon (Isla de la Luna), legendary home of the Inca goddess Mama Quila. But you need to spend another day to be able to see it./ * Po boliwijskiej stronie jeziora Titicaca znajduje się także Wyspa Księżyca (Isla de la Luna), legendarna siedziba inkaskiej bogini Mama Quila.  Trzeba jednak poswiecić kolejny dzień, by móc ją zobaczyć.

* The famous Uros Islands or Floating Islands (Islas Flotantes), man-made islands of reeds, are in the Peru side of Lake Titicaca. Is it posible however to get a boat ride from Copacabana. Although,  famous reeds (totora) boats can also be seen in Copacabana./ * Słynne pływające Wyspy Uros (Islas Flotantes) – sztuczne wyspy z trzciny, znajduja sie po peruwianskiej stronie Jeziora Titicaca. Mozna jednak dostać sie na nie z Copacabany, a trzciniaste łodzie (totora) dostrzec także po stronie boliwijskiej.

* If you drive your own car to Copacabana, make sure to fill up the tank before you leave El Alto. And have some spare petrol in a canister. Why? There is only one petrol/gas station in Copacabana which is almost always empty! We wanted to tank in the evening we came, and it was closed. We stopped by in the morning on our departure and guess what? Moreover, there was no petrol available in the next towns, for more than 20 km passing Tiquina. We made it there miraculously (gracias, Virgen de Copacabana!) on the empty tank, and after asking every ‘llantas’ & ‘chapero’ (mechanic and tires) place on the way, we were able to get first 4 liters and then 20 liters of petrol of unknown source for a double price. I think, that the first working petrol station was in Batallas. It’s worth to take it into account before you travel by car to Copacabana!/ *Jeżeli jedziecie własnym samochodem do Copacabany, upewnijcie się, by zatankować do pełna przed wyjazdem z El Alto. I mieć trochę benzyny w zbiorniku zapasowym. Dlaczego? W Copacabanie znajduje się tylko jedna stacja benzynowa, która jest prawie zawsze pusta! My chcieliśmy zatankować w godzinach wieczornych po przyjeździe i była zamknięta. Zatrzymaliśmy się na niej rano w dniu wyjazdu, a tu zonk. Co więcej, benzyny nie było i na kolejnych stacjach, przez ponad 20 km od Tiquina. Sama nie wiem jak, ale cudownie (gracias, Virgen de Copacabana!) przejechaliśmy na pustym zbiorniku do Tiquina, gdzie udało nam się zakupić pierwsze 4 litrów benzyny z niezidentyfikowanego źródła w “llantas’ (tam, gdzie sprzedaje się opony). Kolejnych 20 litrów dokupiliśmy u mechanika tuz przyBatallas, gdzie znaleźliśmy pierwszą stacje benzynową z benzyną. Warto wziąć to pod uwagę przed podrożą samochodem do Copacabany!

  Źródło/ Sources: sacred-destinations.com

La Paz – Summary *** Informacje praktyczne

Ekspertem od La Paz nie jestem – w koncu bylam tam tylko raz i tylko na dwa dni, ale postanowilam podzielic sie z Wami informacjami, ktore przy okazji tego pobytu zdobylam. Bylo juz o muzeach i miradorach,  a teraz czas na informacje praktyczne. Przy okazji wizyty w La Paz, obalilam takze kilka kilka mitow zwiazanych z tym miastem, ktore zaslyszalam tu i owdzie przed podroza.

* Choroba wysokosciowa – nie dotyczy wszystkich osob przybywajacych do La Paz, tylko przytrafia sie tej garstce nieszczesliwcow, do ktorych i ja naleze. Jak juz wspomnialam, wystapily u mnie dosyc ciezkie objawy przyspieszonego bicia serca, ktore zmusily nas do powrotu w nizinne strony, ale przewaznie turysci maja tylko bol glowy czy lekka zadyszke przy podchodzeniu pod gore.

Wiekszosc osob, do ktorych nalezy moj Freddy, nie ma jednak zadnych trudnosci w przystosowaniu sie do nowych warunkow i rzadszego powietrza.

Jak jednak miec pewnosc przed przyjazdem, ze nie nalezy sie do grupy nieszczesliwcow? Ja juz kilka lat temu przekonalam sie, ze wspinaczka po gorach nie jest dla mnie najlatwiejsza sprawa – szczegolnie podczas spaceru w Gorach Atlasu w Maroku, gdzie ledwo dyszalam, podczas gdy moja kolezanka Kasia cieszyla sie swiezym gorskim powietrzem:) Takze w Potosi, jednym z najwyzszych miescie na swiecie (4,090 m.n.p.m.), nie bylo mi latwo w drodze na mirador, mialam tez dosyc nieprzyjemna podroz autobusem, w ktorym ‘zwrocilam’ cala kolacje zjedzona poprzedniego wieczoru… Byly to jednak problemy zupelnie nieporownywalne z tymi, ktore dotknely mnie w La Paz. Dlaczego? Pewnie dlatego, ze przed Potosi przeszlam kilkumiesieczna aklimatyzacje w Cochabambie, a do La Paz przylecialam prosto z nizinnej Santa Cruz de la Sierra. 

Moral – przed nastepna ‘wysokogorska’ wycieczka postaram sie spedzic kilka dni wyzej n.p.m., co tez polecam wszyskim podroznym przybywajacym do La Paz (czy Potosi).

Slyszalam rowniez o specjalnych tabletkach – ‘Sorochi pills‘, ktore ponoc spozyte przed podroza ulatwiaja aklimatyzacje. Przed podroza do La Paz zostaly mi one jednak odradzone przez pewna doswiadczona osobe, co okazalo sie wielkim bledem, bowiem ‘uratowaly mi one zycie’ podczas pozniejszej podrozy do Uyuni. Wedlug Boliwijczykow aby zlagodzic objawy choroby wysokogorskiej nalezy zas:

– pic duzo wody

– jesc lekkostrawne posilki (lub nie jesc wcale na kilka godzin przed podroza!)

– podrozowac autobusem zamiast samolotem (stopniowa aklimatyzacja jest lepsza niz nagly przeskok)

– nie pic alkoholu

– pic duzo ‘mate de coca’, ktora jest ‘lekiem na cale zlo’!

Zawsze przyda sie rowniez plastikowy worek (tak na wszelki wypadek), ktory linie lotnicze BOA maja w standardwym wyposazeniu:)

Danuta Stawarz-1

Na tej stronie, poleconej przez kolege Martina, znajdziecie duzo wiecej unformacji o chorobie wysokosciowej: klik i tu: Bolivia Bella (EN).

* podroz taksowka z lotniska ‘El Alto’ do centrum La Paz kosztuje 60 bs. Nalezy jednak uwazac na taksowkarzy – naganiaczy i wybierac wylacznie oficjalne radio – taxi stojace na postoju. Naganiacze, ktorzy czesto zaczepiaja nas jeszcze w sai przylotow sa przewaznie bardzo mili i uczynni, czesto takze kosztuja mniej, ale decydujac sie na kurs z nimi ryzykujemy bardzo wiele.

Mowi sie, ze ‘najniebezpieczniejsi kierowcy sa w La Paz’ – a wlasnie ze nie! O wiele bardziej niebezpiecznie mozna sie poczuc na ulicach Cochabamby czy Santa Cruz. Co prawda, La Paz jest najbardziej wymagajacym miastem jezeli chodzi o prowadzenie samochodu, poniewaz polozone jest ono na wzgorzach, ale kierowcy w La Paz sa zazwyczaj bardzo ostrozni i podchodza do kierowania pojazdu ‘con calma’ (ze spokojem). Zupelnie inaczej niz w Sata Cruz, gdzie proste i plaskie drogi wrecz ‘zachecaja’ kierowcow (szczegolnie taksowek i micros) do nadmiernej predkosci. Dla nas kazda podroz z lotniska do apartamentu wydaje sie byc bardziej ryzykowna niz przelot samolotem podczas burzy… A piesi? W La Paz niemal kazde skrzyzowanie ma semafory oraz zebre ( w odroznieniu od innych miast), reguly przechodzenia przez jezdnie nie roznia sie wiec od tych powszechnie przyjetych na swiecie. Trzeba jednak uwazac przechodzac pomiedzy samochodami, poniewaz czasem moga staczac sie w dol podczas ruszania.

My w La Paz korzystalismy z uslug taksowkarza Edie’go, ktory obwiozl nas po wszystkich miradorach oraz zabral do szpitala i ‘Valle de la Luna’. Mysle, ze jest to dobry pomysl dla turystow, ktorzy nie maja za wiele czasu, a chca zobaczyc jak najwiecej. Przy okazji, mozna popstrykac zdjecia z taksowki oraz zatrzymac sie na zyczenie. Cena za godzine to 50 bs., co nie jest najtansza opcja, ale jezeli zbierze sie 4 osobowa grupa, to mato sens jak najbardziej. Mozna pewnie zbic te cene, wystarczy tylko popytac. Nasz Eddy byl nie tylko bardzo mily i komunikatywny, ale rowniez obeznany w historii i topografii La Paz – dzieki temu w jeden dzien udalo nam sie zobaczyc wiecej niz mielismy nadzieje:)

Oczywiscie taniej jest sie poruszac autobusami, ale czasem trudno jest zrozumiec ich system (zreszta,  nie tylko w La Paz).

Warto natomiast zasiegnac informacji o Autobusie Turystycznym (Bus Turistico), ktory za mala cene obwozi turystow po wszystkich waznych punktach miasta (takze miradorach i Valle de la Luna). Z tego co pamietam, odjezdza z Plaza Isabela Catolica o godzinie 9.00 i 15.00.

* La Paz ma najslawniejszy ‘El mercado de las Brujas’ (Bazar Czarownic) – moze najbardziej popularny, poniewaz polozony w centrum miasta, ale nie ma nic wspolnego ze swoja nazwa! Co prawda, kilka sklepikow z pamiatkami sprzedaje rozne dziwaczne medykamenty ze zwierzat i roslin, kremy i mydelka na potecje czy amulety, ale wlasnie…sa to sklepy dla turystow, na pokaz. Jezeli ktos chce zobaczyc prawdziwy bazar czarownic, to powinien sie udac do pewnej czesci La Cancha (La Pampa) w Cochabambie, gdzie widok’ bialych twarzy’ nie powoduje usmiechu sprzedawcy, a raczej szczera niechec; gdzie stoly uginaja sie od przeroznych ziol, suszonych czy zakonserwowanych w olejach (?) szczatek zwierzecych, kamieni, nasion itp.; gdzie widac, slychac i CZUC magiczna atmosfere prawdziwego ‘Mercado de las brujas’.

* Gora Illimani podobno jest widoczna z niemal kazdego miejsca w miescie – moze i tak, ale nie kiedy niebo jest zachmurzone. Podczas naszego krotkiego pobytu udalo nam sie zobaczyc te majestatyczna gore tylko raz – w drodze na lotnisko. Jej wiecznie zasniezone zbocza pieknie kontrastowaly z granatem nieba. Widzialam tez jej przeblyski pomiedzy wiezowcami w promieniach zachodzacego slonca – naprawde niezwykly widok, ale jek sie okazuje, nie zawsze i nie dla kazdego.

_MG_2931

* W La Paz jest zawsze zimno – a nawet mroznie w nocy, jednak w pogodne sloneczne dni temperatura jest bardzo przyjemna, choc przyznam, troche dziwi widok turystow w szortach i japonkach. Chociaz z drugiej strony, jak ktos przylatuje z kraju, w ktorym panuja temperatury minusowe, 15 stopni C moze faktycznie byc odczuwalne jako gorace. Zreszta, to niemal jak lato w Irlandii:)

Dla mnie niepojetym bylo natomiast to, ze nasz hotelowy pokoj, jeden z wielu polozonych wokol wewnetrznego krytego dziedzinca, byl zawsze goracy, mimo iz nie bylo w nim zadnego ogrzewania! Fascynujace:)

Dla zmarzluchow mam dobra wiadomosc – nie jest problemem w La Paz znalezienie wysokiej jakosci odziezy zimowej – liczne sklepiki z tradycyjnym rekodzielem oferuja bowiem welniane swetry (takze z alpaki), skarpety, czapki, rekawiczki, szaliki bardzo dobrej jakosci i w przystepnych cenach. Nic tylko kupowac!

* Z La Paz mozna z latwoscia wybrac sie nad Jezioro Titicaca – coz, daleko nie ma, ale nie zawsze jest to latwe. Oczywiscie, setki bior podrozy oferuja wycieczki jedno czy kilkudniowe, ale nikt nie moze zagwarantowac, ze dojda one do skutku.

Przeklenstwem Boliwii sa bowiem strajki i blokady drog. Przezylam taka blokade raz na wlasnej skorze niedaleko Oruro, a tym razem uniemozliwila nam ona podroz do swietego jeziora Inkow.

Okazalo sie, ze w Boliwii lepiej jest niczego nie planowac i nie placic z gory za usluge – bioro podrozy, ktore zajmowalo sie nasza wycieczka, skontaktowalo sie z nami na dzien przed przyjazdem do La Paz, podajac do wiadomosci informacje o blokadzie i mozliwosci odwolania wycieczki, jednoczesnie przypominajac o koniecznosci wplaty pieniedzy. Pytanie jednak, czy w razie odwolania wycieczki, pieniadze zostalyby zwrocone? Tego sie nie dowiemy, poniewaz do wycieczki nie doszlo, do przelewu rowniez nie.

Mysle, ze nie warto jest takze bukowac hotelu od razu na kilka dni, poniewaz w razie koniecznosci skrocenia pobytu, placi sie zazwyczaj za 2 dni do przodu. My mielismy to szczescie (a moze raczej nieszczesnie), ze nasz hot el w porozumieniu z Booking.com anulowal nam 2 doby, z powodu naglego pogorszenia stanu zdrowia i koniecznosci wczesniejszego wyjazdu. Mysle wiec, ze lepiej jest przedluzac pobyt z dnia na dzien – wolne pokoje zawsze sie gdzies znajda.

Niestety, strajki, blokady i ogolne trudnosci komunikacyjne stawiaja Boliwie w czolowce ‘najbardziej nieprzyjaznych miast na swiecie’. Warto jest to wziac pod uwage i planujac wyprawe w te strony swiata, nie planowac za duzo i isc na zywiol!

* Mowi sie, ze ‘ludzie Aymara sa zimni i nieprzyjazni’ – nie potwierdzam. Na swojej drodze spotkalismy mnostwo rdzennych mieszkancow Altiplano, ktorzy wydali sie nam bardzo przystepni. Inna sprawa jest to, ze znaczna czesc mieszkancow La Paz pochodzi z innych czesci Boliwii, naprawde trudno jest rozroznic mezczyzne z ludu ‘Aymara‘ od ‘Keczua‘ (z kobietami jest latwiej, kiedy nosza one swoje tradycyjne stroje).

Inna sprawa sa natomiast bezdomni na ulicach stolicy, ktorych ogromna liczba przyczynia sie do poczucia ogolngo pesymizmu, unoszacego sie nad tym wielkim miastem. Poza tym, im wyzej tym zimniej, a zycie staje sie biedniejsze i ciezsze.

_MG_2668

* Lepiej jest nie zwiedzac Boliwii podczas swiat – i to nie tylko dlatego, ze muzea sa pozamykane. Podczas swiat najwiecej jest turystow, co sprawia, ze unikane przezycie moze sie przemienic w walke o ‘miejsce’ – w hotelu, restauracji, na ulicy, na bazarze, w muzeum ( o ile jest otwarte), w autobusie, w biurze podrozy itp. Choc z drugiej strony, czasem dobrze jest zobaczyc ‘biala twarz’ (= inna niz tubylcow) i uslyszec znajomy jezyk w miejscach bardziej odleglych i obcych:)

* Z czystym sumieniem moge polecic nasz hotel ‘Hostal Naira’, ktory moze do najtanszych nie nalezy (za 2 osoby placi sie okolo 50 $), ale jest polozony w samym centrum miasta, przy turystycznym’ Mercado de las Brujas’ oraz kosciele Sw. Franciszka. 10 min. piechota do Plaza Mayor i muzeow oraz popularnych agencji turystycznych, w ktorych mozna zarezerwowac wypady rowerowe na Droge Smierci czy nad Jezioro Titicaca.

Przy hotelu funkcjonuje takze restauracja, serwujaca kuchnie miedzynarodowa, ktora oblegana jest przez turystow – nie ma w tym jednak nic dziwnego – mozna w niej zjesc pyszne sniadania, obiady i kolacje za cakiem przystepna cene, w ciekawym i co najwazniejsze czystym i przytulnym otoczniu. Polecemy szczegolnie ogromne kanapki, ciasta oraz herbatke z calych lisci koki. Narzekac mozna jedynie na powolny serwis, ale nie mozna zarzucic kelnerom, ze sie obijaja – jest ich po prostu za malo! My stolowalismy sie tam przez 2 dni nie tylko dlatego, ze nam smakowalo oraz ze bylo blisko do hotelu, ale po prostu nie moglismy znalezc w okolicy niczego lepszego.

* Jak Droga Smierci (El Camino de la Muerte) to tylko na rowerach – taki tez mielismy plan, ktory splonal na panewce. W La Paz isnieje duzo biur organizujacych takie ekstremalne atrakcje, my zabukowalismy (wstepnie) wycieczke z Vertigo Biking Bolivia, ktore jest polecane jako jedno z bezpieczniejszych. Za caly dzien (dojazd, rowery, kaski, ubrania, lunch i napoje, zdjecia), czyli 4 godzinny zjazd droga smierci, placi sie okolo 50$ od osoby. Mozna taniej, ale nie wiem, czy warto ryzykowac.

Coz jednak, kiedy nie jest sie pewnym swoich umiejetnosci rowerowych? Otoz, znalazlam informacje o wycieczce pieszej po najniebezpieczniejszej drodze swiata, Trekking Ecovia – 8 godzin spacerkiem wpieknych i przerazajacych okolicznosciach przyrody, reszta autobusem i pociagiem (po bardziej bezpiecznej trasie) – wszystko to za okolo 40$ od osoby. To chyba jest wlasnie opcja dla mnie:)

I tyle na razie, jak cos mi sie jeszcze przypomni, to dodam wiecej:)

***

I am not an expert of La Paz – in the end I was there only once and only for two days, but I decided to share with you some information which I have learned during my short visit to this city. I wrote already about museums and miradores, so now it’s time for practical information. I also disproved several myths associated with Nuestra Señora de La Paz, which I overheard here and there before traveling.

* Altitude Sickness – does not affect all people arriving in La Paz, but happens to handful of unfortunates to whom I belong. As I mentioned, my heavy and fast heart beat forced us to return to the lowlands, but normally tourists experience only slight headache or shortness of breath while walking uphill.

However, most of people as my Freddy, have no difficulty in adapting to the new conditions and the rarer air.

But how to check before arrival, that you don’t belong to the first group? Few years ago I realized that hiking in the mountains is not the easiest thing for me – especially when walking in the Atlas Mountains in Morocco, where I could barely breath, while my friend Kasia enjoyed the fresh mountain air :) Also in Potosi, one of the the highest city in the world (4.090 m), it was hard for me to get to the mirador, I also had quite an unpleasant journey by bus, trowing up all dinner from the night before … However, these problems weren’t comparable to those that occurred in La Paz. Why? Well, before I went to Potosi I had a few months of acclimatization in Cochabamba while to La Paz I flew straight from the lowlands of Santa Cruz de la Sierra.

Moral – before the next ‘high’ trip I’ll try to spend a few days in Cochabamba, which I also recommend to all travelers planning to go to La Paz (or Potosi).

I heard also about ‘Sorochi’ pills, which could help – but some experienced person advised me not to take them. Well, I did not, but that was a big mistake, because it proved to work later on, while visiting Uyuni. However, according to Bolivians to ease the symptoms of high altitude sickness the best is to:

– Drink plenty of water

– Eat easily digestible meals (or not eat at all for a few hours before the trip!)

– To travel by bus instead of plane (gradual acclimatization is better than sudden ‘jumps in the high water’)

– Drink a lot of “mate de coca ‘, which is the cure for everything!

– Do not drink alcohol.

It’s also good to have a plastic bag, just in case – even Bolivian airline BOA has them on the board as their standard equipment:)

Also, you will find more usefull info about altitude sickness on the page recommended by my friend Martin: click and here: Bolivia Bella.

* Taxi journey from the airport ‘El Alto’ to the center of La Paz costs 60 bs. One should, however, be careful and choose only the official radio – taxi waiting at the taxi rank. There are people, who usually ‘catch us’ just outside arrivals area and are very nice and accommodating. They also offer lower price, but going with them you could risk a lot.

It is said that ‘the most dangerous drivers are in La Paz’ – but I think this isn’t true! Much more dangerous you can feel on the streets of Cochabamba and Santa Cruz. It is true that La Paz is the most demanding when it comes to driving, because the city is spread on the hills, but the drivers in La Paz are also usually very careful and approach the hazardous parts of the road ‘con calma’ (with ease). Completely different than in Sata Cruz, where simple and flat roads ‘encourage’ drivers (especially taxis and micros) for excessive speed. For us, each journey from the airport to the apartment seems to be more risky than the plane flight during a storm … What about pedestrians? In La Paz almost every intersection has traffic lights and a zebra crossings (as opposed to other cities), however you must be careful passing between cars, because sometimes they can roll down while starting off.

We used the service of a taxi driver Eddie, who took us to the hospital, drove us around the city and “Valle de la Luna‘. I think that is a good idea for tourists, who do not have much time and want to see as much as possible. Plus, you can photograph from the window and can stop on request. Price per hour was 50 bs., which is not the cheapest option, but if you gather a group of 4 people, this makes sense. You can probably beat the price, just ask around. Our Eddy was not only very kind and communicative, but also familiar with the history and topography of La Paz – thanks to this we were able during one day to see more than we had hoped :)

Of course, it’s cheaper to take a bus, but sometimes it’s difficult to understand the system (not only in La Paz) as there are no official timetables.

It is worth while to seek information about a red Tourist Bus (Bus Turistico), which for a small price takes tourists to all important places in the city (also miradors and Valle de la Luna). From what I remember, it departs from Plaza Isabela Catolica at 9.00 and 15.00.

_MG_2838

* La Paz’s famous ‘El mercado de las Brujas’ (Witches’ Market) – perhaps the most popular, because it located in the city center, but it doesn’t have much in common with its name. There are few souvenir shops selling various medications, lamas fetuses, ‘magic’ plants, creams, soaps and amulets, but they are just … shops for tourists. If someone wants to see a real witches’ market, they should go to a certain part of the La Cancha (called La Pampa) in Cochabamba, where the view of ‘white faces’ doesn’t bring a smile on sellers’ faces, but rather a sincere reluctance, where tables groan from a variety of herbs, dried or preserved in oils animal debris, stones, seeds, etc., where you can see, hear and SMELL the magical atmosphere of the real ‘Mercado de las Brujas’.

* Illimani Mountain is reportedly visible from almost any place in the city – maybe, but not when the sky is overcast. During our short stay we were able to see this majestic mountain only once – on the way to the airport. Its perpetually snow-covered peaks beautifully contrasted with a navy evening sky. I also saw glimpses of it between skyscrapers changing its colour in the rays of the setting sun – a really unusual sight, but as it turned out, not for everyone.

* In La Paz is always cold – and even freezing at night, but in the clear sunny days the temperature is very pleasant, although I must admit, I was a bit surprised to see some tourists in shorts and flip – flops. On the other hand, if someone arrives from a country with minus temperatures, 15 degrees Celsius can actually be felt as hot. To be honest, it is almost like Summer in Ireland :)

It was inconceivable, however, that our hotel room, one of many located around the inner indoor courtyard, was always hot even though there was no heating! Fascinating :)

For those who feel always cold I also have good news – there is no problem in La Paz to find high-quality winter clothing – many shops with traditional handicrafts offer wool sweaters (also alpaca), socks, hats, gloves, scarves of a very good quality and affordable prices. I would buy everything if only I could!

* From La Paz you can very easily travel to Lake Titicaca – it isn’t so far, but it’s not always easy. Of course, you can book a tour offered by many travel agencies for one or more days, but no one can guarantee that they would actually happen…

Bolivia is cursed by strikes and roadblocks.  I survived such a blockade once near Oruro but this time it was impossible for us (and hundreds other tourists) to visit to the sacred lake of the Incas.

It turned out that in Bolivia, it’s better not to plan anything and do not pay in advance for trips – am agency, which dealt with our trip, contacted us the day before our arrival to La Paz, giving us the information about blockade and possible trip cancellation, at the same time reminding to pay deposit money. The question is if the money would be refunded after trip cancellation? We will never know, because the tour never happened, neither the money transfer.

I think that it isn’t worth to book a hotel for a few days, because in the event of having to shorten your stay, you must still pay for 2 days in advance. We were lucky because Booking.com allowed us to cancel 2 nights due to my sudden health deterioration and need to leave the city as soon as possible. So, I think it is better to extend the stay day by day –  there are always vacancies somewhere.

Unfortunately, strikes, blockades and general difficulty in communication put Bolivia on the list of ‘the most unfriendly countries in the world“. So, when planning the expedition in this part of the world, do not plan too much!

* It is said that ‘Aymara people are cold and unfriendly’ – I can’t agree with it at all! On our way met a lot of the indigenous inhabitants of Altiplano, who were very approachable to us and friendly. Another thing is that a large part of the inhabitants of La Paz came from other parts of Bolivia and it’s really hard to distinguish between an ‘Aymara‘ man and ‘Quechua‘ (with women is easier when they wear their traditional polleras).

There is many homeless people on the streets of the capital, what contributes to a sense of pessimism hovering over this great city. Besides, higher – the colder, and life becomes poorer.

_MG_2843

* Holiday is the worst time to visit Bolivia – not just because all the museums are closed. During Easter or Christmas as well as ‘our summer’, the country is visited by larg number of tourists, which transforms the city into a battlefield for ‘space’ – in the hotel, the restaurants, on the streets, on the markets, in the museums (if open), in the bus, in the travel offices, etc. Although on the other hand, sometimes it’s good to see the ‘white face’ (= other than native) and hear a familiar language in places more distant and alien :)

* With a clear conscience I can recommend the hotel “Hostal Naira ‘, that isn’t the cheapest (for a couple we payed around 50 $ per night), but it is located in the heart of the city, nearby ‘Mercado de las Brujas‘ and Church of St. Francis. It’s also 10 min. walking to the Plaza Mayor, museums and popular tourist agencies where you can book trips.

There is also a hotel restaurant with an international cuisine, besieged by tourists – witch isn’t surprising – it serves a delicious breakfast, lunch and dinner in affordable prices, in an interesting and most importantly clean and cozy atmosphere. I can recommend especially huge sandwiches, cakes and tea made of whole coca leaves. I could only complain about the slow service, but it wasn’t waiters’ fault, there was just not enough staff! We had been eating in there for 2 days, not only because the food was tasty and it was close to the hotel, but honestly we couldn’t find anything better in the area.

* Trip to ‘Death Road’ (El Camino de la Muerte) only on bikes – as we planned. In La Paz there are many agencies that organize such extreme activities and we pre-booked our with Vertigo Biking, which is recommended as one of the safest. The whole day (bicycles, helmets, clothing, lunch and refreshments, pictures, 4 hour downhill Death Road) you pay about $ 50 per person. Of course, it could be done cheaper, but I do not know if it’s worth the risk.

But what to do if you are not sure of your cycling skills? Well, I found an information about the walking tour through the world’s most dangerous road with Trekking Ecovia that offers 8 hours walk through the beautiful and frightening ‘natural circumstances’ and the rest by bus and train (on more secure route) – all for about $ 40 per person. I think this is an option for me :)

Other travel agencies also offer trips to the snow-capped Illimani or to explore the surroundings of La Paz on a horse back – there is something for everyone.

And that’s it for now – if I remember something more, I will add it later :)

 

Aymara People *** Mieszkancy La Paz

Slyszalam niejednokrotnie, mieszkajac w Cochabambie, ze Indianie Aymara sa zimni i nieprzyjazni (w odroznieniu od Keczua), ale po wizycie w La Paz zupelnie sie z tym przekonaniem nie zgadzam. Na swojej drodze spotkalismy mnostwo rdzennych mieszkancow Polnocy, ktorzy wydali sie nam bardzo przystepni. Ciekawostka jest to, ze znaczna czesc mieszkancow La Paz pochodzi z innych czesci Boliwii i naprawde trudno jest rozroznic mezczyzne z ludu ‘Aymara‘ od ‘Keczua‘. Z kobietami jest latwiej, kiedy nosza one swoje tradycyjne stroje, ktore w wypadku mieszkanek La Paz stanowia dlugie grube pollery, chusty i slynne czarne meloniki.

_MG_2528

Inna sprawa sa natomiast bezdomni na ulicach stolicy, ktorych ogromna liczba przyczynia sie do poczucia ogolngo pesymizmu, unoszacego sie nad tym wielkim miastem. Pochodza oni czesto z okolic Potosi, co mozna stwierdzic po typowych dla tych regionow ubran. Poza tym, w samym La Paz im wyzej tym zimniej, a zycie staje sie biedniejsze i ciezsze, co moglismy stwierdzic podczas naszej wyprawy po ‘miradorach’. Tutaj sprawdza sie wiec powiedzenie ‘biednemu zawsze pod gorke’ (i wiatr w oczy)

_MG_2589

Jednak mimo calego tego zimna, wysokosci, trudnosci w oddychaniu – zycie kreci sie tutaj dalej, a ludzie, choc ubodzy (wedlug naszych Europejskich standardow), znajduja czas na smiech, przyjazne slowo czy zabawe z dziecmi, co moglismy obserwowac w Sobote Wielkanocna na Plaza Mayor, przy kosciele Sw. Franciszka, czy w jednym z podmiejskich parkow. Niezwykle kolorowy spektakl ludzkiej roznorodnosci!

_MG_2519

_MG_2872

Na uwage zasluguje niezwykla pracowitosc rodowitych Boliwijczykow, ktorzy by zarobic na kawalek chleba paraja sie wieloma mniejszymi pracami – od sprzedawcy galaretek do pucybuta. Powinnismy wziac z nich przyklad – ‘zadna praca przeciez nie hanbi’ (choc nie kazda przynosi satysfakcje).

_MG_2827

Ci, ktorzy o tym zapomnieli, zwykle staczaja sie na margines spoleczny, uciekajac przed rzeczywistoscia w alkoholizm i narkotyki – tak zwani ‘cleferos (‘clefa‘- klej).

***

I heard many times, while living in Cochabamba, that the Aymara people are cold and unfriendly, but after a visit to La Paz I must totally disagree with that conviction. On our way we met a lot of indigenous people of the North, who were kind and very approachable. Interestingly, the large part of the inhabitants of La Paz came from other parts of Bolivia and it’s really difficult to distinguish between a man of ‘Aymara’ origin and ‘Quechua’. With women is easier if they wear their traditional polleras – in La Paz they wear long tick skirts, scarfs and black bowler hats.

_MG_2671

There are unfortunately many homeless people on the streets of the capital city that often come from Potosi district – you can say that looking at typical clothes they wear (the most beautiful and elaborate in the same time!). Besides, the city has it’s own hierarchy – the higher the colder and life becomes poorer and heavier, as we could see during our trips. In here the popular Polish saying: ‘Poor have always up the hill and wind into eyes’ really makes sense …

_MG_2663

However, despite all this cold, high altitude, difficulty in breathing – life goes on and people, although poor (according to our European standards), finds time to laugh, to say a friendly word or have fun with the kids, which we could observe during an Easter Saturday at the Plaza Mayor, the square of St. Francis church and in one of the suburban parks. Amazing spectacle of human diversity!

_MG_2816

It is worthy to mention an extraordinary diligence of native Bolivians who ‘earn their bread’  by doing many small and smaller jobs – from selling jellos and ice-creams to shoe shining. We should take them as and example – no job is too humble (although not every brings satisfaction).

_MG_2666

Those who forgot about this virtue, usually start drinking and taking drugs. Here they are called ‘cleferos‘ from ‘clefa” that means glue.

Now, I am not a street photographer (too shy and scared) but my fearless Freddy is – just have a look at some of his beautiful pictures!

Evo Morales Ayma: President Fashionista *** Modny prezydent

Obecnym prezydentem Boliwii (2 kadencji) jest Evo Morales Ayma – Indianin z ludu Ajmara. W swoim kraju zarówno kochany, jak i nienawidzony (tak to już bywa z politykami).  Ale nie o polityce chciałabym tutaj pisać – bo polityka mało mnie obchodzi, ale o niezwykłej przemianie, którą przeszedł prezydent Morales – z prostego ‘cocalero‘ (producenta koki) w eleganckiego ‘fashioniste‘. Jako pierwszy indiański prezydent Boliwii, Evo Morales uważa się za spadkobiercę prekolumbijskich tradycji i władców swego kraju, przemawiając w języku ajmara, uczestnicząc w tradycyjnych ceremoniach czy ubierając się w swetry z alpaki.

Today I would like to write a bit about President of Bolivia, Evo Morares Ayma – from indigenous ethnic group of Aymara. Both loved and hated by Bolivians (well, as every politician, I suppose). But not about politics I would like to write, as I do not have any interest it that, but about a big transformation that Evo Morales has undergone – from simple cocalero’ (coca producer) to  elegant fashionista’. Morales as a first indigenous president of Bolivia has never cut himself off traditions of his country, speaking Aymara during official meetings,  taking part in traditional celebrations and wearing alpaca jumpers.

images[8]

W ostatnim czasie, kiedy oczy całego świata zwrócone były w stronę Wenezueli, do której zjechały się głowy wielu państw, aby uczcić pamięć ‘El Comendante’ Hugo Chaveza, można było zauważyć, jak bardzo wyróżniał się boliwijski prezydent na tle światowej śmietanki politycznej. Czym? Nie, nie ciemniejsza skora czy bujna czupryna, ale eleganckim garniturem ze stójka, ozdobionym kolorowymi lamówkami, nawiązującym do tradycyjnych wzorów tkanin boliwijskich. Tak właśnie przedstawia się prezydent podczas spotkań oficjalnych.

Recently, everybody’s eyes were turned towards Venezuela, where many officials came to pay tribute to ‘El Comendante’ Hugo Chavez, and I couldn’t help but notice, the person that stood out most form the crowd was President of Bolivia. Why? No, not because of his darker skin tone or luxuriant hair, but because of his elegant jacket, decorated with trimmings of traditional Bolivian patterns.

images[5] images[7]

Spanish+Royals+Host+Gala+Dinner+Honouring+RC03yW-2KDNl[1]

Fot.: INTERNET

Prezydent Evo Morales ma u mnie dużego + za propagowanie kultury własnego kraju, a nie papugowanie Zachodu. Można by myśleć, ze sklepy i bazary w Boliwii pełne są odzieży nawiązującej do strojów tradycyjnych, ale niestety nie jest to prawda. W rzeczywistości większość ubrań w Boliwii pochodzi z … Chin, a ubrania ręcznie szyte przez tradycyjnych rzemieślników sprzedawane są jedynie w sklepikach z pamiątkami. Co ciekawe, ich ceny często są niższe niż ceny tandety z Zachodu (albo raczej Wschodu:). Swoja droga, trudno się temu dziwić, ponieważ we wszystkich krajach europejskich sprawa wygląda podobnie…

Now, I am not a fashionista myself, and I can’t write (nor speak) about fashion too well, but I know what I like and I believe I have some sense of aesthetics that enables me to distinguish between bad style and good one. And President of Bolivia has scored a 5 + for promoting his own culture and not copying the others. He always looks proud of being different, proud of being himself and I really hope that he will never change! One could think that it is easy to buy traditional clothing here in Bolivia but unfortunately this is far from truth as local markets and shops are full of clothes made in … China, and hand made things are only to be found in gift shops. Interestingly, people prefer to buy more expensive ‘Western’ (or rather Eastern) cloths, plastic jewelry or bags instead of more economical hand crafted ones, made of natural materials.

Czasem zaskakuje mnie jednak to, ze ludzie wola wydać większe pieniądze za plastikowa biżuterię czy torebkę, niż kupić piękny naszyjnik z kolorowych nasion czy torbę z prawdziwej skory ‘hecho en Bolivia’. Niestety, i ja nie jestem wymarzonym klientem, ponieważ moje wydatki na razie przewyższają mój dochód, ale kiedy przechodzę obok sklepiku z tradycyjnymi wyrobami, zawieszam swoje tęskne oczy na wszystkich tych kolorowych pięknościach. Z drugiej strony, przechodząc obok butików (których szczególnie w Santa Cruz jest wiele), nie mogę się nadziwić, jakim cudem zwykła letnia sukienka może kosztować 80 dolarów (amerykańskich)!?

I am not a big shopper myself, as my spendings still are higher than salary, but when I pass by those colourfull souvenir shops I can’t take my eyes off beautiful things ‘hecho en Bolivia’ and I swear every time, that one day I will buy them all! On the other hand, when I walk past many ‘posh’  boutiques, I always wonder, how come a simple summer dress could cost 80 $!!

Gdy mieszkaliśmy jeszcze w Cochabambie, nasza znajoma zapytała mnie, czy podobało mi się w Santa Cruz. Kiedy odpowiedziałam, ze wole Cochabambe, z uwagi na lepsza pogodę, czyściejsze mercados, ale również ponieważ jest bardziej interesującym miastem, zapytała: Jak to? Kiedy odpowiedziałam, ze lubię Cochabambe za to, żyje tutaj wielu Indian Keczua, noszących tradycyjne stroje i fryzury, co nadaje temu miejscu kolorytu – nasza znajoma zatkało. Okazuje się bowiem, ze tak zwana ‘klasa wyższa’ Boliwii odcina się od korzeni, próbując naśladować bogata Amerykę (mam tutaj na myśli USA). A najbardziej widoczne jest to właśnie w Santa Cruz de la Sierra, które jest miastem w pełni ‘zamerykanizowanym’.

Once, one friend from Cochabamba asked me if I liked Santa Cruz. When I answered that I preferred Cochabamba because of its nice climate, cleanliness and Quechua indigenous people walking on the streets in their traditional clothes and hairstyles, I left her speechless. She couldn’t believe that I might prefer small city fool of Indian people rather than a big metropolis! In fact, so called Bolivian ‘upper class’ distances itself from its roots, trying to copy a rich America (USA). Which is the most noticeable in Santa Cruz de la Sierra – a city fully Americanized.

Z drugiej jednak strony, czasem zapominam, ze ci zamożniejsi Boliwijczycy zazwyczaj są potomkami europejskich kolonizatorów, wiec jako tako, zawsze byli odcięci od swoich korzeni i nie czują przynależności do tradycji ‘Nowej Ojczyzny’ …

Of course, we must remember that most of rich people here are not descendants of indigenous people but rather foreign colonizers, so their roots and customs are Western anyway.

Rozmawiałam ostatnio z pewnym młodym człowiekiem, który święcie uważa, ze Santa Cruz jest najlepszym miejscem na ziemi, a już na pewno w Boliwii, do tego stopnia, ze miałam wrażenie, ze mówi on o zupełnie odrębnym państwie. O zupełnie innej Boliwii, zwanej ‘Santa Cruz’.

I spoke recently with a young man, who was convinced that Santa Cruz is  the best city in the whole wide world or at least in Bolivia. But when he spoke I had an impression that he is talking about different country. Different Bolivia called ‘Santa Cruz’.

Nie jest wiec niczym zaskakującym, ze Cruceños ostentacyjnie sprzeciwiają się polityce Evo Moralesa, choć czasem mam wrażenie, ze oni po prostu nie chcą mieć za prezydenta Indianina Aymara z Oruro, który bez krepowania zakłada tradycyjne stroje boliwijskie. Niestety, żyjąc w Boliwii nie da się nie zauważyć głębokich różnic społecznych dzielących to piękne państwo.

Mieszkam wiec dalej w Santa Cruz, podziwiając garderobę prezydenta w telewizorze i snując plany podroży do tej może i biedniejszej, ale ‘prawdziwej Boliwii’ – kraju zwykłych, dumnych ze swojej tradycji ludzi.

Cruceños ostentatiously oppose politics of president Evo Morales, but I think that they just simply don’t want an Aymara from Oruro, wearing proudly his traditional clothes, to represent their country. As I said before, I don’t know much about politics, but as an outsider living here I can’t help but notice deep social differences dividing this beautiful country.

So, I live still in Santa Cruz de la Sierra, admiring presidential clothes in TV, and dreaming about travelling to the other ‘poorer, provincial but ‘real Bolivia’ – a country of simple, proud people.